Artyści. Indywidualiści. Wolni strzelcy. Freelancerzy. Panie i panowie swojego czasu. Ich szefem jest deadline, a pracą – pasja. Wydaje nam się, że prowadzą lekkie i przyjemne życie, a ich pensje zawierają sporą ilość zer. Wstają około południa, pracują kilka minut, a nocami włóczą się po mieście. To nieprawda. Zazwyczaj są pracoholikami, swoje zawody stawiają na pierwszym miejscu. Często brakuje im drugiej doby. Albo snu.
Zacznijmy od Joanny Karpowicz, malarki i autorki komiksów. Pani Joanna jest uzależniona od światła. Funkcjonuje wraz z jego rytmem. Wstaje dość wcześnie, aby na siódmą być już w pracowni. Z pracą idzie od lewej do prawej, tak jak słońce. Najpierw stoi przy sztaludze, później przenosi się do podniesionego biurka. W okolicach dziesiątej słońce pojawia się także na biurku, więc pani Joanna ląduje jeszcze w innym miejscu. Po południu zabawa w berka się kończy, bo ostre światło przechodzi na drugą stronę domu. Pani Joanna twierdzi, że sport jest ważny dla artysty, więc pływa, biega i spaceruje po lesie. Czasami jeździ też na rowerku stacjonarnym. Podczas tych czynności dokładnie układa swoje ilustracje w głowie. Później gotowe pomysły przenosi na płótno lub papier. Podczas pracy musi się odciąć, nikt nie może się kręcić w jej pracowni. Uwielbia farby akrylowe, natomiast nienawidzi olejnych. Kończy malować zazwyczaj wieczorem. Po tak zwanej brudnej pracy, czekają na nią maile, prysznic i spanko.
Jedną z osób, które zajmują się pisaniem (nie tylko odpisywaniem na maile) jest Anna Dziewit-Meller. Punktualność to jej drugie imię. Umowa głosi, że felieton do tygodnika musi być gotowy na piątek, jednak ona wysyła go już w czwartek. Jeśli z jakiegoś powodu nie zdąży do czwartku, otrzymuje od redaktora wiadomość o treści „czy wszystko w porządku?”. O tekście do napisania zaczyna myśleć już w poniedziałek. Niekiedy zdarza się, że inspiracją jest książka przeczytana w weekend albo film obejrzany w niedzielny wieczór. Najtrudniejsze jest znalezienie tematu. Kiedy już jakiś wpadnie do głowy, pani Ania zapisuje go w specjalnym notesie, koniecznie w linie. Zazwyczaj zaczyna swoją pracę około dziewiątej. Tworzy i spotyka się z rozmówcami przez siedem godzin. Ale czasami zdarzają się takie sytuacje, że musi wyjechać na tydzień, aby skończyć książkę.
Odwiedźmy teraz żoliborskie mieszkanie Malwiny Konopackiej – pani od ceramiki i wszystkiego, co się z nią łączy. Pani Malwina wciąż dąży do uproszczenia formy. Obiekty ceramiczne są według niej dobrym tłem dla ilustracji. Od trzech lat zajmuje się wazonami. Niektóre „okazy” liczą ponad sto centymetrów. Różnią się od siebie stylami, kolorami, kształtami i motywami przewodnimi. To rzemiosło z krwi i kości. Pani Malwina niekiedy nawet nie ma czasu, aby wpisać terminy spotkań do kalendarza. To głównie dlatego, że pracuje w domu z Tereską, jej nieco ponad roczną córką. Kiedy ją karmi lub wychodzi na spacer, dokładnie obmyśla swoje projekty. Wie, że gdy usiądzie do komputera będzie miała zaledwie garstkę minut. Podczas pracy manualnej nigdy nie używa ekierek i linijek. Lubi odręczną, nieco krzywą kreskę. Taką, która pokazuje, że dany wazon stworzył człowiek, a nie maszyna.
Sądzę, że Moniki Brodki nie muszę nikomu przedstawiać. Jak wygląda jej dzień bez koncertu? Wokalistka uwielbia spać, dlatego wstaje około dziewiątej. Pobudki o siódmej w wieku szkolnym były dla niej mordęgą (nie dziwię się!). Jednak czasami dwa koty przeszkadzają w wyspaniu się. W domu mobilizacja jest dla pani Moniki bardzo trudna, mało tam tworzy. Dom kojarzy jej się z odpoczynkiem. Mimo tego ma tam pracownię. To mały pokoik wypełniony instrumentami. Gdy pani Monika nie pracuje nad płytą, raczej tam nie zagląda. No dobra, czasami tam sprząta. Mówi, że ma dziwne natręctwa. Na przykład po dłuższej nieobecności w mieszkaniu, zanim jeszcze się rozpakuje, musi mieć czysto. Zdarza się jej także przestawiać meble. Teksty piosenek, które znalazły się na ostatniej płycie powstawały nie w małym pokoiku, a w Los Angeles. Kiedy u nas była zimna, Monika Brodka opalała się na balkonie.
Kojarzycie studio o nazwie Tartaruga? Jedną z dwóch dziewczyn, które go tworzą jest Wiktoria Podolec. Pani Wiktoria nastawia sobie budzik na raczej wczesną godzinę. Kiedy wstaje późno, ma wrażenie, że zmarnowała kawałek swojego dnia. Sprawdza maile, je śniadanie i pije herbatę z miodem i dużą ilością cytyny – to jej rytuał. Cały czas obiecuje sobie, że będzie w pracowni o dziewiątej, ale zazwyczaj zaczyna pracę o dziesiątej. Podczas drogi z domu do pracowni szaleje w parku z suczką Bajką, z którą spędza praktycznie cały dzień. Studiowała wzornictwo. Właśnie tam wraz z koleżanką Jadzią zainteresowały się kilimami. Jak się to robi? Najpierw trzeba przygotować osnowę. To najważniejsza część tkaniny. Na jeden kilim o szerokości stu centymetrów przypada dwieście nitek osnowy. Każdą nitkę trzeba przeciągnąć przez odpowiadającą jej szczelinę w grzebieniu tkackim. Później następuje jeszcze kilka czasochłonnych etapów. Cały proces trwa około trzech dni. I po tym wszystkim można przystąpić do tkania. Oczywiście to słowa pani Wiktorii, nie myślcie sobie, że jestem taka mądra. Trudno mi uwierzyć w to, że jeden dywanik zajmuje kilka tygodni pracy! Strasznie długo. Współczuję dłoniom pani Wiktorii.
Przeniesiemy się teraz do domu Dawida Ryskiego w Puławach. Po siedmiu latach pracy w warszawskim banku pan Dawid postanowił rozpocząć karierę ilustratora na pełen etat. A nawet na dwa etaty. Rysowanie w domu nie sprzyja pracy w określonych godzinach. Zawsze znajdzie się chwila, żeby odpisać klientom, nanieść poprawki czy też rozpocząć szkic nowej ilustracji. Szkic oczywiście na tablecie, bo pan Dawid już jakiś czas temu odstawił metody analogowe. Aktualnie najwięcej robi plakatów, chociaż i tak mniej niż dwa lata temu. To prawdziwy pracoholik. Posiada jeszcze drugą pasję – granie na perkusji. Czyli do rysowania dochodzą jeszcze próby. Pan Dawid przyznaje, że ma bardzo wyrozumiałą żonę. Pani Anula odgania od niego synów, gdy pracuje. No tak – wsparcie przede wszystkim.
„Jak oni pracują 2” (bo o tej książce dzisiaj mowa) to kontynuacja rozmów Agaty Napiórskiej z polskimi twórcami. Ja jestem znana z tego, że kocham wywiady, więc ta pozycja idealnie trafiła w moje gusta! Rozmówcami pani Agaty są: Katarzyna Kozyra, Barbara Falender, Agata Bogacka, Marcin Wicha, Ewa Winnicka, Cezary Łazarewicz, Joanna Karpowicz, Mirella von Chrupek, Maurycy Gomulicki, Wojciech Chmielarz, Anna Dziewit-Meller, Marcin Meller, Justyna Bednarek, Tomek Samojlik, Jacek Hugo-Bader, Angelika Kuźniak, Tadeusz Baranowski, Olga Wróbel i Daniel Chmielewski, Natalia Fiedorczuk-Cieślak, Olga Drenda, Alicja Długołęcka, Janusz Kapusta, Monika Brodka, Paulina Przybysz, Marcin Masecki, Wiktoria Podolec, Marcin Podolec, Ewa Bińczyk, Lidia Popiel, Jagoda Szelc, Dawid Ryski, Emilia Dziubak, Justyna Bargielska, Ania Kuczyńska, Marta Dymek, Zygmunt Miłoszewski. To łącznie trzydzieści siedem osób. Zacna gromadka!
Pędźcie do księgarń 30 października! Uwierzcie młodej czytelniczce – warto!