Osoby, które stale czytają wpisy na moim blogu wiedzą, że Blexbolex, ze względu na swoje niesamowite ilustracje oraz świetne koncepty, jest autorem szczególnym. Zawsze, gdy moim oczom ukazywały się jego obrazki, na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Od lipca ubiegłego roku jest on jeszcze większy! Za kilka bądź też kilkanaście chwil dowiecie się, dlaczego.
Kiedy tylko otworzymy „Nasze wakacje”, widzimy niemały dom oraz ptaka siedzącego na gałęzi. Przewracamy kolejne strony, a na nich – dziewczynka. Dziewczynka zmierzająca w kierunku jakiegoś zbiornika wodnego. Nie wiemy, czy jest to jezioro czy rzeka, lecz jesteśmy przekonani, że zbiornik ten jest ozdobą, dodatkową atrakcją oraz ochroną pewnego pałacu.
Główna bohaterka wpatruje się w owy pałac i zapomina o całym świecie. Po pewnym czasie słyszy wołanie. Wołanie swojego dziadka. Zmierza w jego kierunku ze spuszczoną głową.
Gdy dociera do domu, dowiaduje się, że musi się spieszyć. Dziewczynka wchodzi do swojego pokoju, by założyć kapelusz, po czym wraz z dziadkiem idzie na stację kolejową. Właśnie tam czeka na nich gość, a jest nim… mały słoń!
Główna bohaterka nie jest z tego zadowolona. Ba, niezadowolona to mało powiedziane! Jest wściekła. Nie umie tolerować słonia, słoń jej przeszkadza. Jest dla niego niemiła. Zabiera mu jego zabawki. A słoń przecież nic złego nie zrobił. Po prostu chciał zaprzyjaźnić się z dziewczynką.
Kiedy bohaterka kładzie się spać, ma sen. Zły sen. Śni się jej, że jest samotna. Bawi się z innymi dziećmi w ciuciubabkę, lecz zawsze przegrywa i zostaje odepchnięta na bok. Jest mniej ważna. Nie może nikogo złapać. Nie może nikogo dotknąć. Wciąż podąża w nieprawidłowym kierunku. W końcu jej ochota na zabawę odchodzi. Gniewnie zdejmuje chustę z oczu. A nim ukazuje się kolosalny słoń. Dziewczynka jest przerażona.
Dziadek, widząc gniew dziewczynki, próbuje rozluźnić atmosferę. Wchodzi na stół, by wykonać na nim zabawny taniec i przewraca się, a słoń śmieje się w głos. Naszej bohaterce się to nie podoba. Przestaje panować nad swoją złością. Ma już wszystkiego dosyć. Właśnie dlatego wylewa na roześmianego gościa swoją zupę.
W ciągu następnych dni jest coraz gorzej. Dochodzi nawet do lekkiej przemocy. Dziewczynka wie, że ma przewagę nad słoniem. Chce, aby słoń widział brak tolerancji dla niego. Gdy udaje jej się wygonić słonia z ogrodu dziadka, jest z siebie zadowolona. Podkreśla to złowrogim uśmieszkiem.
Lecz później następuje nagły zwrot akcji. Słonia nie ma i nie ma, a za oknem rozszalała się burza. Dziewczynka zaczyna martwić się o słonia. Zaczyna jej go brakować. I nie chodzi tutaj o brakowanie bójki, o nie. Zapewne domyślcie się, o co chodzi. Nagle w sercu naszej małej bohaterki znajduje się miejsce na małego słonia.
Ale serce słonia pozbywa się miejsca, w którym znajdowała się dziewczynka. Trzeba przyznać, że trochę sobie na to zasłużyła… Jednak co działo się dalej? Czy w sercu słonia znów pojawiło się miejsce na przyjaźń dziewczynki? Tego Wam nie zdradzę. No ale wiecie, co należy zrobić – trzeba sięgnąć po książkę.
Dodam jeszcze, że dziadek, chcąc pogodzić swoją wnuczkę ze słoniem, zabiera dziewczynkę i gościa na bal karnawałowy. Przebierają się i wspólnie wyruszają. Na balu organizowane są zabawy. Wszystkie z nich wygrywa drużyna słonia. A oprócz tego, wydarza się coś nadzwyczajnego. Dziewczynka wpatruje się w ogień i… przechodzi do świata wyobraźni.
Muszę zaznaczyć, że wszystkie zdania znajdujące się powyżej są moją interpretacją tej książki. Jeśli ktoś z Was odczyta tę pozycję inaczej – wcale nie znaczy to, że odczytał ją niepoprawnie. Tu każda wersja jest poprawna. No właśnie, zapomniałam wspomnieć o najważniejszym! „Nasze wakacje” są książką obrazkową. Czytamy tylko i wyłącznie obrazem. Nie znajdziemy tutaj tekstu. Nasza wyobraźnia ma niezłe pole do popisu.
„Nasze wakacje” przede wszystkim uczą tolerancji oraz szacunku. Po przeczytaniu tej książki, zadajemy sobie pytania. Czy jesteśmy słoniem, czy dziewczynką?, Czemu nasi bohaterowie się nie lubili?, Dlaczego dziadek zaprosił do swojego domu słonia? – to tylko trzy nich. Ta pozycja Blexbolexa, zarówno jak jego „Ballada” (napisałam o niej tutaj), na długo zapada w pamięci. A w szczególności jej zaskakujące zakończenie.
Napiszę kilka zdań o autorze, a konkretnie to o jego ilustracjach. Niektórzy z Was zapewne wiedzą już, że ilustracje tego pana są hipnotyzujące. Wystarczy, że tylko na nie spojrzymy, a one już wciągają nas do swojego świata. Kiedy już jesteśmy w tym świecie, podążamy ścieżką, która wyrysował nam autor. Jeśli tak jest, znaczy to, że jesteśmy wrażliwi na piękno ilustracji!
A teraz muszę na chwilkę wyłączyć skromność, ponieważ chciałabym się czymś pochwalić. Czymś, dzięki czemu 10 lipca 2017 roku jest dla mnie niezwykle wyjątkową datą. Właśnie tego dnia, siedem miesięcy przed premierą, miałam zaszczyt podążyć 'wakacyjną’ ścieżką Blexbolexa i opisać ją w jednym, niedługim zdaniu. Zdanie to znalazło się na tylnej okładce „Naszych wakacji”. Kiedy się o tym dowiedziałam, moje oczy stały się dwa razy większe, a na moich, wtedy piegowatych, policzkach pojawiły się wypieki! Zapewne wiecie już, że jestem strasznym wrażliwcem, więc nie obyło się bez łez wzruszenia. No i były też podskoki. I to jakie!
Naprawdę warto podążać ścieżkami Blexbolexa. Przekonajcie się o tym sami!