Jestem w pełni przekonana, że większość z Was (jeśli nie wszyscy) widziało kiedyś gęś. Gęsi lubią się szarogęsić oraz są tłuste i leniwe, lecz występują również wyjątki! Owym wyjątkiem jest Gęś Marty Guśniowskiej i Roberta Romanowicza.
Nasza bohaterka wyróżnia się dosłownie wszystkim – począwszy od tego, że cierpi na depresję, a skończywszy na tym, że nie znosi jaj (no cóż, może kiedyś je polubi). Rozszerzmy teraz wątek depresji. Naszej Gęsi wydaje się, że jej życie wcale, ale to wcale, nie ma sensu! Jeśli zadałabym Wam teraz pytanie, które brzmiałoby: co zrobiła Gęś ze swoją depresją?, z pewnością nie podalibyście poprawnej odpowiedzi!
No właśnie, a czy jesteście ciekawi, co zrobiła Gęś ze swoją depresją? Rzecz jasna nie zdradzę wszystkiego, lecz nic nie zaszkodzi, jeśli odsłonię rąbek tajemnicy. Otóż nasza bohaterka z wszystkich swoich sił próbowała przekonać Lisa, aby ten ją… zjadł!
Ale Lis nie zgodził się na pożarcie Gęsi. Jak już wcześniej Wam ujawniłam, nasza Gęś nie miała nawet deka tłuszczu! A to wszystko przez tę okrutną depresję… Nie uwierzycie, co Lis postanowił zrobić! Chcąc pozbyć się (wciąż proszącej o pożarcie) Gęsi, zaprowadził ją do swojego starego, wiernego przyjaciela. A czy wiecie kim był ten przyjaciel? Och, był on zarazem dostojnym dżentelmenem i łakomym grubaskiem. Tak, był to Wilk we własnej osobie!
Jak się zapewne domyślacie, droga Lisa i Gęsi prowadząca do domu Wilka była wprost przepełniona przygodami! Kąpiel (a raczej topienie się!) w przeogromnej kałuży, herbatka i ciasteczka z Niedźwiedziem, niespodzianka dla Pani Zającowej oraz szukanie sensu z Panem Wydrą to tylko kilka z nich.
Koniec tej książka jest podwójnie zaskakujący! Pierwszym zaskoczeniem jest walka z palnikiem (więcej nie zdradzę!), natomiast drugim jest przyjaźń Gęsi i Lisa. Czy to możliwe, aby gęsi i lisy żyły w zgodzie? Po przeczytaniu tej lektury, śmiało możemy stwierdzić, że tak!
Ale nie myślcie sobie, że zdradzając zakończenie, odebrałam Wam radość z czytania. Bez obaw, wzrasta ona z każdą kolejną stroną.
Trzeba przyznać, że Marta Guśniowska napisała tę książkę w arcyśmiesznej sposób! Jej zdania są mistrzowską grą słów. Przykłady? Z przyjemnością!
„- A pan do kogo? – palnęła zmieszana Gęś, lecz Lis nic nie odpowiedział. Prychnął jej tylko w nos i już był przy grzędach.
– Chyba nie zrozumiał – powiedziała Gęś sama do siebie. – To może inaczej: do you speak gęsisz?”
– Chyba nie zrozumiał – powiedziała Gęś sama do siebie. – To może inaczej: do you speak gęsisz?”
Przyznam szczerze, że gdy przeczytałam ten fragment, śmiałam się w głos! A teraz jeszcze jeden przykład:
„- Było mi miło – powiedziała na odchodne – jeść ciastka i pływać po kałuży.
– Po stawie – sprostował Niedźwiedź.
– Nic mi nie musisz stawiać! – uśmiechnęła się zalotnie Gęś. – Cała przyjemność po mojej stronie!”
– Po stawie – sprostował Niedźwiedź.
– Nic mi nie musisz stawiać! – uśmiechnęła się zalotnie Gęś. – Cała przyjemność po mojej stronie!”
Nikt nie zaprzeczy temu, że Marta Guśniowska umie wydobyć z czytelnika salwy śmiechu!
Ale nie myślcie sobie, że „A niech to Gęś kopnie” jest tylko i wyłącznie przezabawną książką, o nie! Oprócz tego, że lektura ta bawi, to na dodatek uczy. Uczy wiary w siebie, dodaje nam siły, aby marzyć oraz pokazuje, że czasem wystarczy wyciągnąć pomocną dłoń, żeby odnaleźć prawdziwą przyjaźń, a nawet miłość! A, i jeszcze cieszy oko 🙂
Książkę tę w kapitalny sposób zilustrował Robert Romanowicz. Ten Pan przełamał stereotypy. Wyrysował nam tutaj zdołowaną Gęś, słodziutkiego Liska, okrąglutką Panią Zającową, dżentelmena Niedźwiedzia, urokliwego Pana Wydrę oraz eleganckiego i wytwornego Wilka, czyli w skrócie: komiczną szóstkę!
Jeśli będziecie mieli kiedyś przyjemność spotkać się z Panią Martą lub Panem Robertem, pamiętajcie, aby zdjąć czapkę z głowy!