Tonja Glimmerdal jest dziesięcioletnią dziewczynką z rudymi „lwimi kędziorkami” i uwielbia jeździć na sankach, a szczególnie tych z kierownicą! Jej motto to szybkość i wiara w siebie. Niestety, jest jedynym dzieckiem w Glimmerdalen! Lecz nie znaczy to, że nie ma przyjaciela. Jest nim Gunnvald, staruszek, który sam prowadzi swoje gospodarstwo. No dobrze, pomaga mu Tonja.
Glimmerdalen jest bardzo pięknym miastem położonym wysoko w górach. Gdy tylko nadchodzi zima, Tonja (nazywana również „małą łobuziarą”) wyciąga narty oraz sanki i zjeżdża z samego czubka kolosalnych gór! I muszę dodać, że zawsze robi prawie salto, a kiedy ląduje głową w śniegu myśli, że właśnie umiera. Ale nie martwcie się, mała łobuziara żyje.
Rudokędziorkowata dziewczynka jest bardzo dzielna, a udowadnia to takie oto zdanie – Tonja nie boi się niczego (minus wszystkie psy)! Jednak czy rozwiąże problemy, z którymi mają kłopoty nawet dorośli? O tym przekonacie się sami! Wystarczy tylko sięgnąć po książkę z napisem „Tonja z Glimmerdalen” na okładce.
Powieść ta podzielona jest na trzy części. Pierwsza z nich to „List”, druga „Heidi”, a trzecia „Muzyka”. Zapewne zadajecie sobie teraz pytania – co wspólnego mają list i muzyka ze zwariowaną dziewczynką oraz kto to jest Heidi? Na te pytania Wam nie odpowiem! Ale jestem pewna, że wiecie co trzeba zrobić, aby poznać wszystkie wyjaśnienia.
Maria Parr została okrzykniętą „nową Astrid Lindgren”, więc kiedy zobaczyłam, że na okładce widnieje dziewczynka z rudymi, kręconymi włosami, mewą na głowie i sankach z kierownicą w rękach, byłam przekonana, że książka ta jest siostrą bliźniaczką „Pippi Pończoszanki” i życie Tonji jest piękne oraz cukierkowe. I to był wielki błąd!
Fakt, że Pippi Astrid Lindgren i Tonja Marii Parr to szalenie podobne dziewczynki, jednak coś je różni (i nie mam tu na myśli włosów!). Czytając „Tonję z Glimmerdalen” można wypuścić ze swoich oczu łzy (i to nie ze szczęścia!). Dla pocieszenia dodam, że takich momentów jest tylko pięć.
„Tonja z Glimmerdalen” to lektura także dla rodziców, a przede wszystkim tatusiów. Uczy ona, że swoje dzieci, bez względu na to jakie są, trzeba kochać. A kiedy wyjadą daleko w świat, zadzwonić do nich. Nawet jeżeli nie dzwoniło się do swojego dziecka przez trzydzieści lat. Lepiej późno niż wcale.
No dobrze, teraz wróćmy do rzeczy troszkę weselszych. Oprócz tego, że czytając przygody naszej Tonji (i tak w sumie to nie tylko jej) można się wzruszyć, będziemy również śmiać się jak szaleni! Dlatego przed czytaniem tej lektury lepiej ostrzec sąsiadów przed nagłym atakiem śmiechu!
Co kilka lub kilkanaście stron w książce pojawiają się dość zabawne ilustracje autorstwa Heleen Brulot. A jeżeliby zsumujemy to z wyśmienitym tekstem Marii Parr oraz kapitalnym tłumaczeniem Anety W. Haldorsen, wychodzi świetne trio!
A Wy musicie zapamiętać trzy rzeczy:
1. Koniecznie sięgnąć po naszą „Tonję”;
2. Uprzedzić sąsiadów przed nagłym rabanem;
3. Nie ukrywać łez!
1. Koniecznie sięgnąć po naszą „Tonję”;
2. Uprzedzić sąsiadów przed nagłym rabanem;
3. Nie ukrywać łez!