Linn ma dziewięć lat, uczy się łaciny (umie już wiele sentencji, a jej ulubiona to „per aspera ad astra”) i zaginął jej kot, Gwoździk. Bez niego jest jakoś pusto w domu. Ale pewnego dnia, tuż obok mieszkania Linn, do kostki cukru (i nie chodzi tutaj o słodki kwadracik, na przykład do kawy czy herbaty) wprowadza się Wiktoria, bibliotekarka i parkuje swój książkobus właśnie przed ową kostką! Dziewięciolatka widzi ją ze swojego okna. Linn i Wiktoria bardzo się polubiły. Dziewczynka praktycznie codziennie puka do jej drzwi. Wiktoria jest miłą osobą, jednak w mieście Linn mieszkają również osoby niesympatyczne, na przykład Runa, która zawsze narzeka na innych.
Linn nie ma koleżanek, lecz ma jednego kolegę – Simona. Spotkała go w książkobusie Wiktorii. Po kilku dniach zobaczyła go ponownie, i tak naprawdę właśnie wtedy zaczęła się ich znajomość. Simon zaprosił Linn do swojego domu, a że interesuje się samolotami i chciałby zostać pilotem, kiedy będzie duży, jego pokój to lotnisko miniaturowych samolotów. Linn chciałaby zostać kierowcą maszyny, która kładzie asfalt. Ekscentryczne marzenie, jak na dziewczynę.
Co tak właściwie oznacza „per aspera ad astra”? Czy Gwoździk się znalazł, a jeżeli tak, to kto go odszukał? Czy Runa się zmieniła? Skąd Linn wzięła pomysł, aby jako dorosły człowiek kłaść asfalt? Czym jest kostka cukru? Czemu Simon aż tak bardzo lubi samoloty? Dlaczego książka ta nosi taki, a nie inny tytuł? Oczywiście to tylko garstka z całej masy pytań! Odpowiedzi na nie możecie szukać w książce Mai Hjertzell oraz Anny Nilsson zatytułowanej „Wiktorio, I love you”!
Wcale nie trzeba mieć dużo koleżanek, aby poczuć, że jest się wartościowym. Czasem wystarczy tylko jeden, prawdziwy i szczery przyjaciel. Niekiedy musimy trochę poczekać, żeby trafić na właściwą drogę. Drogę do przyjaciela. Nie ważne, jak on wygląda. Liczą się jego wnętrze (rzecz jasna, chodzi mi o serce)!
„Wiktorio, I love you” to książka adresowana w szczególności do dzieci, jednak rodzice również powinny ją przeczytać. Myślę, że może pomóc im zrozumieć najmłodszych mieszkańców naszej planety (ale wystarczy też naszego domu) i dzięki niej, zaczną trochę uważniej ich słuchać. Nie wszystko, co powiedzą jest niemądre i bezsensowne. Zdarza się, że rodzice nie wiedzą o swoich dzieciach bardzo ważnych rzeczy. A to dlatego, że ich nie słuchają lub mają zbyt duże dziury w uszach! Jednym uchem wlatuje, a drugim wylatuje.
Już sam pomysł na książkobus, samoloty Simona i kostkę cukru jest genialny! A jeśli zaufać świetnemu tłumaczeniu Marty Wallin, wykonanie jest równie niezwykłe! Samo to, że książka ma napisane w sobie łacińskie sentencje czyni ją wyjątkową! A jeżeli dodamy Gwoździka, Runę i ciut wyżej wymienione rzeczy, wyszło kapitalne czytadełko!
Gdy tylko ujrzałam ilustracje Anny Nilsson, od razu przed oczyma ukazała mi się gazeta z nagłówkiem „Piękne kwiaty”! Obrazki te idealnie pasują do czasopism, ale również książek dla dzieci! Ktoś, kto nie docenia ilustracji, powie zapewne, że to tylko jakieś dziecięce rysunki, lecz ktoś, kto choć ociupinkę się na tym zna, wie, że każda oddzielna ilustracja to małe dzieło! Ja jestem za tą drugą wersją.
Do tej książki powinni zajrzeć wszyscy książkarze! Bez wyjątku! Książkobus to potwierdza!