Wiem, że jest sporo osób, które znają już Amelię Bedelię. Ale wiem także, że są osoby, które Amelii Bedelii nie znają. Więc, aby wszyscy mogli poznać naszą bohaterkę, powtórzę po raz czwarty. Amelia Bedelia to szalona gosposia i wszystko wykonuje bardzo dosłownie. Pracuje u państwa Rogers i im pomaga. Lecz tak w sumie, to raczej sprawia kłopoty!
Czwarta część cyklu o Amelii Bedelii zaczyna się smacznie i równie pysznie się kończy. Zaczynamy od ptysiów piekących się w piekarniku. Po ptysiach czeka na nas śniadanie pani Rogers. Pani Rogers poprosiła swoją gosposię, by zrobiła jej płatki z kawą. A kiedy robi się płatki z mlekiem, płatki wsypuje się do mleka, więc Amelia zrobiła to samo, tylko że z kawą. „Zwalniam Cię!” – krzyknęła pani Rogers i Bedelia musiała opuścić jej dom.
Amelia szła po mieście ze smutną miną i zastanawiała się, co ma z sobą zrobić. Nagle ujrzała karteczkę z napisem „Potrzebna pomoc”. Nie zastanawiała się długo. Weszła do środka. Jak się okazało, był to salon piękności. Pani w różowym fartuchu potrzebowała pomocy w układaniu włosów. Amelia Bedelia wyjęła z torebki szpilki i zaczęła upinać włosy. Niestety, skończyło się to bardzo boleśnie dla klientki, więc z ust pani w fartuchu wydobyły się słowa „Wynoś się natychmiast”. I tak się też stało.
Następnie Amelia trafiła do salonu mody. Tam miała skrócić sukienki, lecz przecież wcale nie trzeba umieć szyć, żeby obciąć ubranie! Ale to również nie skończyło się w sposób miły dla Amelii. Potem Bedelia pojawiła się w biurze i musiała oznaczyć listy oraz doszlifować dokumenty. Położyła koperty na podłodze, po czym je podeptała. I już były oznaczone! Wyjęła pilniczek i dokładnie wyszlifowała dokumenty. Gdy tylko kierownik pojawił się w biurze, Amelia musiała je szybciutko opuścić.
Gosposia weszła do gabinetu lekarskiego. Miała zapraszać pacjentów pojedynczo, więc musiała oddzielić Janeczkę od mamy. Później poszła do recepcji. Następnie została wezwana do doktora. Lekarz potrzebował kilka szwów, aby zaszyć ranę Rysia. Amelia wyjęła ze swojej torebki kolorową nić oraz igłę. „Rękawiczki lekarskie! Natychmiast, proszę!” – rzekł doktor i Amelia założyła rękawiczki, tylko że rękawiczki miał założyć lekarz.
Nagle gosposia przypomniała sobie, że jej ptysie czekają u państwa Rogers na napełnienie czekoladowym kremem. Amelia Bedelia ruszyła biegiem w stronę domu Rogersów. Ale czy została tam na dłuższy czas? Czy zdążyła podgrzać obiad pana Rogersa? Ode mnie się tego nie dowiecie, lecz gdy przeczytacie książkę „Wracaj, Amelio Bedelio!”, owszem.
To już czwarta część naszej Amelii i wszystkie książki przekładał na język polski Wojciech Mann. Napiszę po raz czwarty, że panu Wojtkowi należy bardzo długo klaskać za ten przekład. Myślę, że nawet kilka lat świetlnych. Ale czy starczy nam życia? Nie sądzę, ale takie oklaski i książki możemy przekazywać z pokolenia na pokolenia! Ostrzegam, przy tak długim klaskaniu co jakiś czas trzeba myć ręce! No wiecie, pot.
Tę Amelię także zilustrowała inna osoba. Nie jest to ani Fritz Siebel, ani Barbara Siebel Thomas. A więc kto? Podpowiem Wam. Tę część zilustrował Wallace Tripp. Ilustracje są bardzo kres(ków)kowe. Jest tutaj mnóstwo czarnych kreseczek! Obrazki Trippa idealnie nadawałyby się do kreskówek, ale również książki o Amelii Bedelii!
Pierwsza historia – ha! Druga historia – ha, ha! Trzecia historia – ha, ha, ha! Czwarta historia – ha, ha, ha, ha! Wiecie, co mam na myśli? Każda z opowiadań o Amelii Bedelii jest prześmieszna! Czytając, czujemy się, jakby ktoś łaskotał nas po brzuchu! A jeżeli ktoś ma łaskotki na piętach, to i po pietach! Ale uwaga! Gdy się zaczniemy śmiać przy pierwszej części, to i przy drugiej, i przy trzeciej, i przy czwartej nie ma już ratunku! Lecz tak w sumie, śmiech to zdrowie!
A Wy jak myślicie, czy pan Rogers był zadowolony ze swojej podgrzanej zupki?