dorośli

Głusza – czyli przemilczane

Udostępnij:

Osoby słyszące (i piszę to również w swoim imieniu), włączając telewizję, raczej nie przypatrują się tłumaczom języka migowego, którzy pojawiają się w samym rogu telewizora. Prawdopodobnie nie zastanawiają się nad tym, czy zajmują oni odpowiedni procent miejsca na ekranie oraz czy ich dłonie i usta są dobrze widoczne dla odbiorców. Obecność tłumaczy jest dla nas zazwyczaj zaskoczeniem, a powinno być zupełnie odwrotnie – to właśnie ich brak powinien nas szokować. Żyjąc w swojej własnej bańce, nie namyślamy się, w jaki sposób osoby głuche dowiadują się o najnowszych wydarzeniach oraz zmianach. Ba!, nie mamy nawet świadomości, że nie wszyscy głusi potrafią czytać ze zrozumieniem. Również poziom dostępnej dla nich edukacji potrafi wywołać niemałe przerażenie, o czym większość ludzi niestety nie ma pojęcia.

Ja także nie miałam o tym pojęcia. Aż wstyd mi przyznać, jak dużo powielałam stereotypów i w jak ogromnej żyłam niewiedzy. Byłam wręcz przekonana, że wszyscy głusi potrafią czytać. Myślałam, że skoro kończą polskie szkoły i żyją w państwie, w którym otaczają ich dokumenty, wiadomości i pisma urzędowe po polsku, znajomość języka ojczystego nie sprawia im żadnego kłopotu. Jak bardzo się myliłam! Gdy przeżywaliśmy szczyt pandemii, siedząc w domu i regularnie czytając coraz to świeższe informacje, nawet przez sekundę nie przeszło mi przez głowę pytanie: „W jaki sposób funkcjonują w tym czasie głusi?”. Teraz już wiem, że dzięki dobrym duszom z fundacji i organizacji na rzecz głuchych, wiele komunikatów udało się przetłumaczyć na polski język migowy (PJM) i opublikować w Internecie. Wówczas osoby posługujące się PJM były – choć trochę – na bieżąco. Dużo gorsza sytuacja dotyczyła osób bezjęzycznych.

Wiktor był dzieckiem bezjęzycznym. Nie potrafił nauczyć się języka polskiego od swojej mamy, bo zwyczajnie jej nie słyszał. Nie posiadał również wiedzy, w jaki sposób posługiwać się językiem migowym, ponieważ nikt z jego bliskich nie migał. Chłopiec urodził się głuchy. Jego ojciec bardzo szybko zmarł, natomiast matka odeszła, gdy Wiktor liczył zaledwie pięć wiosen. Pod swoje skrzydła wziął go wujek. Natomiast ani on, ani babcia, nie znali języka migowego. Przez osiem lat Wiktor nie miał kontaktu z ludźmi wokół siebie. Wiedział, że łączy ich coś, co jest dla niego nieosiągalne. Nie trudno się domyślić, że czuł się okropnie wykluczony. Poczucia wspólnoty doznał dopiero, gdy wujek zawiózł go do internatu dla głuchych. Tam chłopiec poznał inne niesłyszące dzieci.

Niestety muszę Was zmartwić. Internaty dla niesłyszących dzieci nie są zbyt przyjemnymi miejscami. Oczywiście aktualnie ta sytuacja powoli się zmienia, jednak kilkadziesiąt lat temu takie miejsca były kojarzone głównie z przemocą. Praktycznie każdy zaznawał tam znęcania się, również ze strony nauczycieli i wychowawców. Nierzadko spotykano się również z gwałtami. Magda niestety go doświadczyła. Jako uczennica szkoły podstawowej, nie potrafiła nikomu o tym opowiedzieć. Po prostu nie miała do tego narzędzi. Teraz, znając polski język migowy, umie podzielić się swoją bolesną historią. Słownictwo tego języka jest bardzo mocno powiązane z obrazowym pokazywaniem czynności. Oznacza to, że Magda – mówiąc o wyrządzonej jej krzywdzie – musi przeżyć wszystko jeszcze raz i sięgnąć samego środka swojej traumy.


Kiedyś szkoły dla dzieci głuchych skupiały się na nauce mówienia i pisania. Surowo zabraniały migania, odbierając przy tym uczniom możliwość swobodnego komunikowania się. Uważano znajomość polskiego języka migowego za powód do wstydu. Twierdzono, że ma on ubogie słownictwo i jest agramatyczny. Za wszelką cenę chciano dostosować osoby niesłyszące do poziomu wyznaczonego przez te słyszące. Mówiono do dzieci głuchych, chociaż kompletnie nie umiały czytać z ruchu warg. W drugiej połowie ubiegłego wieku zachwycono się SJM, czyli systemem językowo-migowym. Polega on na jednoczesnym mówieniu i ilustrowaniu migami niektórych słów zgodnie z gramatyką języka polskiego. System ten błyskawicznie wprowadzono do szkół, zakładając, że głusi uczniowie posiadają umiejętność posługiwania się językiem polskim. Kompletnie się on nie sprawdził. Co więcej, nie sprawdza się do tej pory. Bo wyobraźcie sobie, że aby uczyć w szkole dla niesłyszących, nie trzeba biegle posługiwać się PJM. Według polskiego prawa, SJM w zupełności wystarczy.

Osoby głuche mają nie tylko zdecydowanie ograniczony dostęp do nauki, ale także do tłumaczy. Szpitale, pomimo wymogu posiadania tłumacza, nierzadko nie są w stanie umówić się z pacjentem w dogodnym terminie. Wówczas głusi zabierają ze sobą do gabinetu słyszących przyjaciół lub własne dzieci. Zdarzyły się sytuacje, podczas których kilkuletnie dziewczynki lub chłopcy musieli przekazywać swoim rodzicom okropne wieści – od diagnoz śmiertelnych chorób, aż po śmierć własnego rodzeństwa tuż po porodzie. Pewna dziewczynka została tłumaczką podczas rozwodu swoich rodziców w sądzie, ponieważ dostrzegła, że tłumacz zatrudniony przez tatę błędnie przekazuje słowa mamy. Słyszące dzieci głuchych rodziców tak naprawdę nigdy nie doświadczają prawdziwego dzieciństwa. Już od maleńkości spada na nie wiele obowiązków i oczekiwań, którym muszą sprostać.

Wszczepienie implantu, nauka języka polskiego bądź zmiana miejsca zamieszkania – dla wielu głuchych osób są to rzeczy nie do osiągnięcia. Nie mamy nawet świadomości, jak okrutnie i błędnie stworzony jest świat teoretycznie dostosowany dla ludzi niesłyszących. Dzieci nie mają możliwości poznania jakiegokolwiek języka, aby mieć kontakt z ludźmi. Nie potrafią przyswoić języka polskiego, a mało kto próbuje nauczyć je polskiego języka migowego. Mówienie do nich jest formą dyskryminacji. Osoby głuche niestety i tak są systemowo wykluczone, a dzięki PJM stają się częścią społeczności głuchych i mają szansę nauczenia się wspólnie innych języków. Niech to wybrzmi jasno – osoba głucha zawsze będzie głucha i potrzebuje własnego języka. Anna Goc doskonale to rozumie i chce, aby dotarło to także do innych.

Reportaż „Głusza” jest wypełniony po brzegi bolesną prawdą. Uświadamia, uwrażliwia i edukuje. Autorka oddała głos głuchym. Odwiedziła liczne ośrodki, szkoły i domy. Spędziła kilka lat uważnie słuchając i bacznie obserwując. Nauczyła się polskiego języka migowego, aby być bliżej swoich bohaterów i wejść w ich skórę. Dotarła do różnych, często zupełnie skrajnych, środowisk. Z wielką wnikliwością opisała to, co dzieje się w naszym kraju, jednak momentami wychodziła także za jego granice. Z jej książki „Głusza” bije ogromna samotność osób niesłyszących. Bo jak sama napisała: „Nie ma większej samotności niż życie w tłumie ludzi, z którymi nie można się porozumieć”. Biję pokłony Annie Goc i trzymam kciuki, aby jej reportaż dotarł tam, gdzie powinien. Czyli wszędzie.

Tytuł – Głusza
Tekst – Anna Goc
Wydawnictwo Dowody, Warszawa, 2022