Możliwość wyboru to ogromny, a często niedoceniany, przywilej. Władza nad własnymi decyzjami powoduje, że każdy z nas jest wyjątkowy i niezastąpiony. Nikt nie może odebrać nam prawa do kontroli własnego życia. Wprowadzanie zmian niektórym zajmuje dosłownie parę minut, inni natomiast rozmyślają nad tym całymi miesiącami. Jednak jedno jest pewne – każdą długo wyczekiwaną zmianę poprzedza marzenie. Bujanie w obłokach zazwyczaj automatycznie przypisywane jest dzieciom. Mówi się, że mają głowy pełne marzeń, a rodzice powinni pomóc je realizować. A co w przypadku, gdy mama bądź tata nie tylko nie pomagają w realizacji planów, a wręcz utrudniają cały ten proces? Jestem niezwykle wdzięczna, że nie doświadczyłam tego na własnej skórze. Jednocześnie współczuję wszystkim, którzy musieli się z tym zmierzyć.
Berta Hansson, przychodząc na świat, dostała w pakiecie niemałe gospodarstwo, malownicze miejsce zamieszkania, ciężko schorowaną mamę i niewyrozumiałego ojca. Odkąd sięga pamięcią, wyrywała się z domu przy każdej możliwej okazji. Czekała na odpowiedni moment, aby zaszyć się w lesie i spędzić czas w towarzystwie przyrody. Czuła z nią bardzo silną więź. Nie odrzucała ją lepka konsystencja przyrzecznej gliny. Z wielkim zafascynowaniem brała ją w ręce i tworzyła własnych przyjaciół. Przyjaciół w postaci niebieskich ptaków. Oddałaby wszystko, aby móc być tak wolna, jak te zwierzęta. Gdy tata zdzierał gardło, krzycząc na cały głos: „Berta!”, udawała, że go nie słyszy. Z biegiem czasu coraz bardziej uodparniała się na jego wołanie. Wchodząc na swoją ulubioną sosnę, rozmyślała nad tym, jak wspaniale byłoby być sobą nie tylko w lesie, ale także w domu.
Niekiedy za tatą wstawiała się najstarsza siostra Julia, która strofowała Bertę za ciągłe wymykanie się. To właśnie na Julii spoczywało najwięcej obowiązków związanych z gospodarstwem. Gunnę, nieco młodszą, cechowała niedokładność i niestaranność. Natomiast Berta, licząca najmniej wiosen (pomijając maleńkiego brata), bez przerwy słyszała, jaka to nie jest beznadziejna. Czuła, że zawodzi swojego tatę, co wzbudzało w niej spore wyrzuty sumienia. Ojciec, w obawie przed powierzaniem Bercie wymagających prac, prosił ją o pilnowanie pasących się krów. Dziewczynka uwielbiała to zajęcie. Wówczas zabierała ze sobą szkicownik oraz podarowany przez wujka węgiel rysunkowy i co jakiś czas rzucając okiem na zwierzęta, wpadała w trans rysowania. Mogła szkicować na własnych zasadach, w odróżnieniu od tego, czego oczekiwano od niej w szkole. Nauczyciel upominał ją za popisywanie się swoimi umiejętnościami i karcił na praktycznie każdej lekcji plastyki. Całkiem możliwe, że chciał w ten sposób podciąć Bercie skrzydła. No cóż, nie udało mu się.
Osobą, która wręcz uskrzydlała Bertę, była jej mama. Zaatakowana przez gruźlicę, całe dnie spędzała w łóżku. Jej córka nie mogła się do niej zbytnio zbliżać, co absolutnie wykreślało przytulanie z listy wspólnych aktywności, a zmuszało do tworzenia więzi poprzez rozmowy. Berta przynosiła do sypialni rysunki, obrazy oraz gliniane ptaki. Opowiadała o swoich marzeniach, o szkole i znienawidzonych obowiązkach gospodarczych. Mama wysłuchiwała opowieści swojej córki, odczuwając jednocześnie dumę i olbrzymie współczucie. Wiedziała, że kiedy Julia wyjedzie do szkoły, wszystkie jej zadania spadną na barki Berty. Znając charakter i pragnienia swojej córki, okropnie się o nią martwiła. Bolał ją fakt, że nie była w stanie zapewnić szczęścia dziecku, które wydała na świat.
Życie dziewczynki z dnia na dzień traciło kolory, a zyskiwało coraz więcej odcieni szarości. Wyjazd Julii mianował Bertę najstarszą córką w domu, co wiązało się z dużą odpowiedzialnością. Skończyło się uciekanie z domu do lasu, a co za tym idzie – rysowanie i lepienie z gliny. Berta musiała również zmierzyć się z traumatycznym przeżyciem, jakim jest strata mamy. Nie można powiedzieć, że śmierć zabrała mamę nagle i niespodziewanie, jednak z pewnością nie było to coś, na co nastolatka była gotowa. Teraz każdy jej dzień wyglądał tak samo. Był przepełniony smutkiem, cierpieniem i smakiem rozczarowania. Do czasu. Do czasu, gdy gniew i bunt zebrał się w Bercie w takich ilościach, że musiał wybuchnąć. Pewnego razu, ojciec, wracając z pracy wraz ze swoimi kompanami, nie zastał nakrytego stołu i przygotowanego obiadu, a silny zapach spalenizny i widok gigantycznego chaosu. Wściekając się na swoją córkę, zobaczył ją przy stole z książką. To wyraźnie pokazało mu jej priorytety.
Po walce ze swoimi myślami, tata zdecydował się posłać Bertę w świat. Nie wiedział wówczas, że zostanie jedną z najważniejszych szwedzkich artystek. Po opuszczeniu rodzinnych okolic, dziewczyna musiała stanąć twarzą w twarz z prawdziwym światem. Przyzwyczajona do zabiegania o swoje, próbowała znaleźć miejsce odpowiednie na siebie. Nie obyło się bez trudności i nieszczęść ze strony losu. W końcu jednak została zauważona, a jej obrazy skradły serca krytyków oraz miłośników sztuki. Przepełnione szczerością, emocjami i widokami zapamiętanymi z dzieciństwa, zostały docenione najpierw w stolicy, potem – w kraju, a później – na arenie międzynarodowej. Rodzinne Hammerdal silnie oddziaływało na jej twórczość nie tylko w wieku nastoletnim. Zostało w jej sercu już na zawsze.
Jestem pełna podziwu dla Berty Hansson. Jej nazwisko nigdy nie obiło mi się o uszy, dlatego jeszcze bardziej cieszę się, że Sara Lundberg zdecydowała się przedstawić jej postać w książce „Ten ptak, co we mnie mieszka, leci, dokąd chce”. Sama ta pozycja, w polskim tłumaczeniu Anny Czernow, zasługuje na miano dzieła sztuki. Wypełniona ilustracjami wprost wyrwanymi z akwarelowego bloku, bardzo silnie uderza w czytelnika. Bije od niej czułość i delikatność. Jednocześnie jestem zauroczona wytrwałością Berty Hansson, przerażona jej dzieciństwem i zszokowana siłą, którą już jako dziecko potrafiła w sobie odnaleźć. Niesamowite prace Sary Lundberg oraz jej garstka tekstu pozwalają nam poznać historię dziewczynki z dużymi marzeniami, ogromną motywacją i niełatwym bagażem doświadczeń. Natomiast krótki tekst Alexandry Sundqvist umieszczony na końcu książki ukazuje sylwetkę głównej bohaterki jako dorosłej artystki.
Warto sięgnąć po pozycję „Ten ptak, co we mnie mieszka, leci, dokąd chce” nie tylko ze względu na to, że z pewnością doda ona siły młodszym oraz starszym czytelnikom. Po prostu nie wyobrażam sobie, że wielbicielom pięknych książek może zabraknąć tej sztuki na półce.