dorośli

Nitrogliceryna niepokoju – czyli przepędzając spokój

Udostępnij:

Jestem pewna, że każdy z nas raz na jakiś czas odczuwa głód lektury, która byłaby poniekąd przełomowa i po przeczytaniu zamieszkałaby w naszych głowach. Sięgając po taką książkę, raczej nie spodziewamy się, że to właśnie ona stanie się jedną z ulubionych i trafi na szczyt listy z corocznymi podsumowaniami. Wyczekiwane premiery autorów z głośnymi nazwiskami zazwyczaj idą w parze z wygórowanymi oczekiwaniami, które szybko mogą przemienić się w rozczarowanie i niesmak. Nierzadko zdarza się, że książka zdecydowanie zasługuje na miano dobrej, jednak po prostu znacznie różni się od naszego wyobrażenia na jej temat. Nie ma przyjemniejszego uczucia, niż zanurzanie się w pozycji niespodziewanie perfekcyjnie trafionej w nasz gust. Nie ma smutniejszego uczucia, niż kończenie ostatniej strony takiej pozycji.

Mój tata zaszczepił we mnie zamiłowanie do literatury non-fiction. Przekazał mi podziw wobec dziennikarzy i reporterów, a także szacunek do ich pracy. Samo pisanie łączy się u mnie z wyrazami uznania. Im więcej książek czytam, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że tworzenie tekstów to niełatwa sztuka. Leila Guerriero zdaje sobie sprawę z tego, że istnieje cienka granica pomiędzy pisaniem „poprawnym” a „obrzydliwie dobrym”. Zapytana o to, czy ma jakieś rady dla swoich młodszych, dopiero raczkujących kolegów po fachu, najchętniej odpowiedziałaby: „Nie, żadnych rad”. Lecz niekiedy przytrafia się jej na tyle dobry dzień, że pewność siebie i nutka zuchwałości pozostawia w cieniu codzienne przekonania Guerriero i autorka decyduje się odpowiedzieć na zadane pytanie. Wymienia parę wskazówek, które potem rozwija. Bądźcie niewidzialni. Bądźcie ciekawi. Bądźcie cierpliwi. Na końcu listy trzykrotnie wymienia: Miejcie coś do powiedzenia. To nie jedyna lista, którą zrobiła. Kolejna dotyczy rzeczy, które pomagają pisać. Prysznic o czwartej po południu w dzień powszedni. Spoglądanie przez okno. Dbanie o ogród. Istnieją również czynności zupełnie kontrastowe – przeszkadzające w pisaniu. Nieposiadanie przymusu zrobienia czegokolwiek, niedziele, a także święta, absolutnie nie pomagają pisać.

Wielu dziennikarzy twierdzi, że rozmowy z ludźmi oraz zdobywanie materiałów to ekscytująca część ich pracy, natomiast wklepywanie liter na klawiaturze stanowi istne tortury. Proces przygotowywania się do reportażu stanowi dla Leili Guerriero esencję jej zawodu. Zwraca uwagę na każdy szczegół. Z precyzją opisuje nie tylko osoby, ale także pomieszczenia. To, w którym się znajdowała, pracując nad jednym z reportaży, było akurat niewielkie. Dyskretny pokój z jednym oknem, wysokim sufitem i szorstkimi białymi ścianami liczył cztery na cztery metry. Trudno dostrzec kolor drewnianej podłogi, gdyż jest ona pokryta tonami gazet. Na gazetach leżą przedmioty mogące wywołać zmieszanie na niektórych twarzach. Podarty sweter, but z wykrzywionym językiem, pończochy. Wszystko nadgryzione zębem czasu. A dodatkowo – kości. Piszczele, kości udowe, zęby, kawałki żeber, kręgi czaszki. Patricia Bernardi bierze do ręki jedną z nich i mówi: „Kości kobiet są subtelne”. Białe, gładkie i niepozornych rozmiarów. Co robią w miejscu pracy wspomnianej dziewczyny? Już tłumaczę.

Nie wnikając w daty oraz okoliczności polityczne, około pięćdziesięciu lat temu dyktatura wojskowa w Argentynie porwała i zamordowała tysiące osób, które pochowano na cmentarzach i w ukrytych grobach bez imion oraz nazwisk. Niedługo po tej tragedii do kraju przybył antropolog sądowy specjalizujący się w zakresie identyfikacji szczątków kostnych. Clyde Snow uwielbiał pić, nie rozstawał się z cygarami oraz poszukiwał pomocników do czekającej go pracy. Dzieło przypadku spowodowało, że otoczyła go grupa ambitnych studentów. Nikt z nich nie wiedział, czego od nich oczekiwano. Zostali uprzedzeni, że spotkają ich brudne, niebezpieczne i przygnębiające zadania. Umówmy się, ekshumacja zwłok nie brzmi beztrosko. Dwudziestoparoletni niezbyt dobrze opłacani pracownicy, rozkopujący groby na oczach rodzin ofiar, nie spodziewali się, że już niebawem to zajęcie będzie dla nich całym życiem. Parę lat później zarejestrowali swoje stowarzyszenie obywatelskie, a ich zespół stale się powiększał. Wszystkim z nich na co dzień towarzyszy frustracja i lęk. Ich praca wiąże się z licznymi wyjazdami, wizytami w laboratorium, obcowaniem ze śmiercią i stałym rozchwianiem emocjonalnym. Jednak wspólnie uważają, że każda rodzina ma prawo poznać prawdę o swoich przodkach i szlachetnie ich pochować.


Tym, co łączy członków Argentyńskiego Zespołu Antropologii Sądowej z Dorotheą Muhr, jest pewnego rodzaju potrzeba niesienia pomocy i troski. Dziewięćdziesięcioletnia kobieta to wdowa po urugwajskim pisarzu Juanie Carlosie Onettim. Jej postawa ciała i energia sugerują, że posiada świetne zdrowie. Nie jest przyzwyczajona do opowiadania o sobie. Zdecydowanie bardziej woli dzielić się wspomnieniami o swoim mężu. Uważa, że spośród ich dwojga, to on był ważniejszy. Kiedy poznała Juana, miał już za sobą dwa małżeństwa i właśnie rozpoczynał trzecie. Ślubowanie wierności nowej żonie nie przeszkadzało mu w rozpoczęciu romansu z Dolly. Później, nauczona własnym doświadczeniem, akceptowała jego poboczne związki z innymi kobietami. Była w stanie poświęcić dla niego praktycznie wszystko. Stwarzała mu najlepsze warunki do pisania, a dodatkowo stanowiła podporę dla jego zdrowia psychicznego. Puszczała mimo uszu jego wyśmiewcze komentarze na temat ćwiczenia gry na skrzypcach. Zapytana, czy miała do Juana żal za to, że nigdy nie pojawił się na żadnym jej koncercie, zaprzecza. Owszem, czasami było jej przykro, ale nic od niego nie oczekiwała. Uważała, że wyczerpała w swoim życiu limit szczęścia, gdyż znalazła prawdziwą miłość.

Tak naprawdę wątek miłości stale powraca w reportażach Leili Guerriero. Nic dziwnego. W końcu każdy z nas chce kochać i chce być kochany. Potrafimy okazywać miłość na milion różnych sposobów. Może przynosić nam ona szczęście i radość, lecz może także nas ranić i łamać serca. Z pewnością jest bardzo cennym doświadczeniem, które dokłada swoją część do układanki, z jakiej jesteśmy stworzeni. Pomijając aspekt relacji międzyludzkich, możemy obdarzać miłością czynności, przedmioty i idee. María Kodama kochała bunt, Jorge’a Borgesa i poczucie wolności. Facundo Cabral kochał dobrze skrojone ubrania, alkohol i prawienie komplementów młodym kobietom. María Nieves Rego kochała tango, swoją matkę i profesjonalizm. Natomiast Leila Guerriero bez wątpienia kocha dziennikarstwo.

Każde słowo jest idealnie wyważone, a żaden przymiotnik nie znalazł się w zdaniu przypadkowo. Leila Guerriero nigdy nie mówi o sobie „pisarka”. Skupianie się na sobie jest ostatnią rzeczą, jakiej by chciała. Jej zadaniem jest oddawanie głosu ludziom skrywającym w sobie historie godne opowiedzenia. A tak się składa, że wszyscy takie posiadamy. „Nitrogliceryna niepokoju” w tłumaczeniu Bogumiły Lisockiej-Jaegermann i Beaty Szady to zbiór reportaży, portretów i rozważań argentyńskiej dziennikarki wybranych przez drugą z wymienionych pań. Guerriero potrafi prześwietlić ludzi, rozszyfrować ich prawdziwe oblicze i wydobyć z niego głębię. Chłonie otoczenie wokół siebie niczym gąbka, która po wyciśnięciu przelewa wszystko na papier. Zauważa istotne detale i umiejętnie łączy je z usłyszanymi opowieściami. Czytanie jej tekstów może być z lekka niebezpieczne. Nie zdziwcie się, jeśli zostaniecie kompletnie pochłonięci i oczarowani.

Tytuł – Nitrogliceryna niepokoju. Reportaże, portrety, rozważania o dziennikarstwie
Tekst – Leila Guerriero
Przekład – Bogumiła Lisocka-Jaegermann, Beata Szady
Wydawnictwo Dowody, Warszawa, 2023