Z pewnością nieraz obiło się Wam o uszy, że nastoletniość rządzi się swoimi prawami. Niewykluczone, że sami wypowiedzieliście kiedyś te słowa, chcąc usprawiedliwić nierozsądność Waszych dzieci, a być może nawet swoją własną. Nie jest to zdanie wyssane z palca. Niektórzy badacze, lekarze i psycholodzy poświęcają całe zawodowe kariery, aby rozszyfrować, co dzieje się z dojrzewającym człowiekiem. Nasz organizm jest wówczas bombardowany nieuniknionymi zmianami. Ciało zaczyna przybierać nowe kształty, a w mózgu tworzą się skomplikowane procesy. Dodatkowo dochodzą bodźce z zewnątrz, takie jak presja rówieśnicza, oczekiwania rodziców i istotne decyzje dotyczące wyborów wpływających na naszą przyszłość. Szacuje się, że kora przedczołowa – odpowiadająca za impulsywne działania i racjonalne wybory – rozwija się do około dwudziestego czwartego roku życia. I jak tutaj nie wyrywać sobie włosów z głowy, kiedy wszyscy wokół wymagają od nas powagi i przemyślanych kroków?
Tak się składa, że bliżej mi do pożegnania się z okresem nastoletniości, niż do jego powitania. Za niecałe pół roku wkroczę w etap nazywany pełnoletnością, co nie zmienia faktu, że czuję się nastolatką z krwi i kości. Mam szczęście, że dojrzewanie przebiega u mnie bez kolosalnych kłopotów. Jasne, nie zawsze wszystko prezentuje się w różowych barwach, jednak analizując moje życie z perspektywy osoby trzeciej, jestem w stanie stwierdzić, że zostałam łagodnie potraktowana przez los. Przychodząc na świat, dostałam w pakiecie wspierających i wyrozumiałych rodziców, a jak doskonale wiemy, jest to niesamowicie ważne podczas dorastania. Oczywiście nie dajcie się zmylić i nie sądźcie, że nie musiałam się zmierzyć z przeszkodami. Wiele z nich udało mi się przeskoczyć, niektóre wymagały strategicznego obejścia, a z jeszcze innymi musiałam trudzić się przez dłuższy czas.
Jestem przypadkiem dziewczyny wcześnie dojrzewającej. Bardziej odnosi się to do sfery psychicznej i nie ukrywam, że gdy mój wiek zaczynał być liczbą dwucyfrową, znacząco wpłynęło to na moje relacje z rówieśnikami, czy też postrzeganie świata. Nie zliczę, ile łez przyjęła moja poduszka, gdy myślałam, że nigdy nie uda mi się odnaleźć prawdziwej przyjaciółki. Jednak wiedziałam, że nie jestem z tym problemem sama i konsekwentnie przypominałam sobie, że wszystko, co złe, kiedyś się skończy. Bez dwóch zdań zgadzam się ze stwierdzeniem, że każdy z nas jest wyjątkowy, ale jednocześnie mam na uwadze, że nasze trudności są bardzo uniwersalne i mogą przytrafić się tak naprawdę całej populacji. Dlatego zrobiło mi się ciepło na serduszku, kiedy zobaczyłam, że powstała książka przedstawiająca niełatwe chwile dojrzewania, dzięki której osoby nastoletnie mogą poczuć się mniej osamotnione. A czego innego pragniemy bardziej niż zrozumienia i akceptacji?
W przypadku przedstawicielek płci żeńskiej, za kamień milowy uznaje się pierwszą miesiączkę. Niestety, początki okresowe zazwyczaj przysparzają nas o zawrót głowy i przynoszą niemało krępujących sytuacji. Plamy na spodniach, bóle brzucha, wstyd dotyczący „zbyt późnego” lub „za wczesnego” miesiączkowania nie są przyjemnymi sprawami. Dodatkowo nie każda dziewczyna ma w domu mamę, która odpowiedzialnie przygotowała swoją córkę na comiesięczne krwawienie, więc z braku doedukowania zdarza im się doświadczać niekomfortowych momentów. Okres to jedna z oznak zmian zachodzących w organizmie. W ich pakiet wliczają się również nowe kształty naszego ciała, czy też owłosienie traktowane przez niektórych jako kompletny temat tabu. Nikt nie wyznaczył wieku, od którego wypada golić pachy, przez co podstawówkowe szatnie na WF potrafiły zamienić się w miejsce nieodpowiednich komentarzy. Z chłopcami wcale nie jest inaczej.
Bezmyślnie rzucony w stronę dziewczyny tekst: „Ale masz włosy!” potrafi spowodować traumę, natomiast u chłopców można potraktować to w formie komplementu. Wielu z nich, porównując się do wcześniej dojrzewających kolegów, nabawia się kompleksów niewystarczającej męskości i z niecierpliwością wyczekuje pierwszych znaków dorastania nad ustami. Późniejszy stres związany z wyborem maszynki i umiejętnym goleniem bez śladów krwi wcale nie pomaga. Wszyscy chcą uniknąć zawstydzania ze strony rówieśników. Jednak są rzeczy, których nie jesteśmy w stanie przeskoczyć. Jedną z ich jest wzrost. Co prawda moje metr pięćdziesiąt osiem nie stanowi dla mnie problemu, lecz wyobrażam sobie, że u moich znajomi przeciwnej płci wygląda to kompletnie inaczej. Niedorównywanie wzrostem swoim kolegom może być powodem do wyzwisk i obraźliwych żartów. Odstawanie od ogólnie przyjętych „norm” nigdy nie jest łatwe. Z przykrością jestem w stanie stwierdzić, że każdy z nas przekonał się o tym na własnej skórze.
Do aspektów fizycznych dołączają również te psychiczne. Nasz mózg aż nagrzewa się od natłoku myśli, a hormony nie dają o sobie zapomnieć. Doświadczamy swoich pierwszych relacji. Przeżywamy przyjaźnie, zauroczenia i złamane serca. Nie do końca rozumiemy, co się z nami dzieje. Usilnie próbujemy rozłożyć swoje emocje na czynniki pierwsze lub gorączkowo od nich uciekamy. Frustracja staje się naszym drugim imieniem, a rodzice często potrafią dorzucić swoje trzy grosze. Szkoła daje nam w kość, presja z wyborem przyszłego zawodu rośnie z każdym dniem. Rozwija się nasza seksualność, która nie zawsze wpisuje się w stereotypowe ramy. Rozglądamy się za wsparciem rodziny i przyjaciół. Niektórzy okazują się być szczęściarzami i mają osobę gotową wysłuchać zarówno problemów, jak i płaczu, inni natomiast wciąż szukają swojej bratniej duszy, a z trudnościami muszą radzić sobie na własną rękę. W takim przypadku z pomocą nadchodzi Helena Stańczyk.
„Ni pies, ni wydra” to komiks, który musiał powstać. Niezwykle cieszy mnie, że autorka wpadła na taki pomysł i wytrwała w jego realizacji. Dodatkowej wartości dodaje tej pozycji fakt, że wszystkie historie w niej przedstawione wydarzyły się naprawdę. Mamy do czynienia z osiemdziesięcioma czterema opowieściami, o których Helena Stańczyk dowiedziała się z ankiety przeprowadzonej w internecie. Dzięki swoim umiejętnościom i przyjemnej dla oka kresce, przedstawiła je w formie niedługich komiksów. Miesiączka, pierwszy stanik, walka z trądzikiem, przemoc, zarost, odkrywanie swojej tożsamości, związki, odstawanie od grupy, surowi rodzice, pierwszy raz, akceptacja siebie – to tematy, którym autorka postanowiła poświęcić uwagę. Wspomnianą ankietę wypełniały osoby od szesnastego do sześćdziesiątego roku życia, z czego jasno wynika, że problemy dojrzewania nie mają terminu ważności. „Ni pies, ni wydra” może okazać się zbawieniem dla nastolatków odkrywających siebie, ale także znakomicie przypomni starszym czytelnikom, z czym mierzyli się jakiś czas temu.
Zaufajcie mi – dzisiejszy komiks będzie strzałem w dziesiątkę jako prezent. Dla każdego. Bo przecież jeśli nie jesteśmy już nastolatkami, mamy ich w swoim otoczeniu, więc warto wiedzieć, jak odpowiedzialnie reagować i służyć pomocą. Bycie nastolatkiem potrafi być istnym koszmarem, lecz istnieją sposoby, aby ułatwić sobie ten czas!