Klasyki literatury rządzą się swoimi prawami. Niejednokrotnie zdarza się, że mają zawzięte i niezwykle lojalne grona zarówno wielbicieli, jak i przeciwników. Są stale poddawane dyskusji o tym, czy dobrze się zestarzały i jaki miały wpływ na późniejsze dzieła kultury. W większości przypadków ich autorzy już nie mogą usłyszeć tych opinii. Zapewne dostawaliby zawrotów głowy od natłoku podzielonych zdań i wielu sprzecznych wniosków. Wątpię, że tworząc swoją literaturę, spodziewali się bycia okrzykniętym przełomowym pisarzem bądź pisarką. Najczęściej nawet nie mieli szansy dowiedzieć się, że ich książka stała się tak istotnym elementem w świecie nie tylko literackim, ale na ogół w kulturze i sztuce. Szeroko omawiana, podziwiana, krytykowana i co moment brana pod lupę, funkcjonuje dziś jako osobny byt. Powstają przekłady, ekranizacje, przeróżne odwołania, omówienia, a nawet wersje komiksowe. Skupimy się dzisiaj na ostatnim aspekcie.
Komiksy? Świetna forma przedstawiania opowieści. Romanse? Hm, nie jest to coś, co każdy lubi. Niektórym kojarzą się one tylko i wyłącznie z pustymi historiami opierającymi się na miłości i namiętności. Nie mogę powiedzieć, że jestem fanką romansów, jednak uważam, że takie myślenie może być krzywdzące dla tego gatunku. Powstało przecież sporo książek wpisujących się w ten rodzaj, które na dobre zamieszkały na półce z innymi wpływowymi dziełami. Jedną z nich jest pozycja z dumą oraz uprzedzeniem w tytule. Kiedy powie się w towarzystwie, że nigdy nie miało się z nią do czynienia, można zostać obrzuconym oceniającymi spojrzeniami. Jednak pokuszę się o stwierdzenie, że losy rodziny Bennet obiły się o uszy niemalże każdego czytelnika. Chyba wszyscy – chociaż w minimalnym stopniu – mieli okazję poznać Elizabeth Bennet.
Lizzy, jako druga córka w swoim domu, nie była dla matki pierwszym celem do wyjścia za mąż. Oczy pani Bennet raczej skupiały się na Jane, najstarszej z pięciu sióstr. Ślub z zamożnym mężczyzną mógłby znacząco odciążyć całą rodzinę, a dodatkowo zapewnić Jane życie opływające w luksusach. Wybranie odpowiedniego partnera nie należało oczywiście do zadań przyszłej panny młodej. Największą siłę przebicia miała matka, sporadycznie prosząca ojca o pomoc lub radę. Porównując do dzisiejszych realiów, trudno uwierzyć, że w taki sposób powstawało wiele małżeństw z wyższych sfer. Sprawdzanie stanu majątku, bale, wspólny taniec, rozmowy z rodzicami, zaręczyny… Kolejność nie jest tutaj przypadkowa. Zadziwiające może być również tempo podjętych decyzji, ponieważ od poznania się do pytania o rękę wcale nie mijało dużo czasu. Wiele młodych kobiet, wychowanych tak, aby marzyć o zostaniu żoną, było postawionych pod ścianą. Odmowa zaręczyn wyglądałaby niestosownie, a wizja lepszego życia coraz bardziej kusiła. Co z miłością? No cóż, może po ślubie.
Nieczęsto miały miejsce przypadki, aby dziewczęta przeciwstawiały się panującym oczekiwaniom i wymogom. Bały się hańby i rozczarowania oraz gniewu rodziny. Lizzy zdarzyło się odmówić zaręczyn, i to niejednokrotnie. Marzyła o jak najlepszej przyszłości dla swoich sióstr. Dużo z nimi rozmawiała i zawsze oferowała wsparcie. Pragnęła, żeby każda z nich odnalazła prawdziwą miłość. Mocno angażowała się w ich plany, bacznie obserwując otoczenie i trzeźwo oceniając sytuację, niestety zapominając przy tym o własnym szczęściu. Podczas jednego z balów, jej uwagę przykuł towarzysz adoratora Jane – Charlesa Bingley’a. Jego wyraz twarzy i mowa ciała wskazywała, że jest zadufany w sobie, a pycha stanowi nieodłączną część jego charakteru. Pan Darcy nie zrobił dobrego wrażenia na Elizabeth. Fakt, dostrzegła go w tłumie innych mężczyzn, lecz zupełnie nie w pozytywnym sensie. On sam – w odróżnieniu od swoich kolegów – nie zabiegał o względy panien na sali.
Pozycje kobiet i mężczyzn na płaszczyźnie związku wyglądały kompletnie inaczej niż obecnie. Możemy odnosić wrażenie, że małżeństwa ziemian na przełomie osiemnastego i dziewiętnastego wieku były pozbawione uczuć i szczerości. Wydawanie młodych dziewcząt za bogatych, zazwyczaj starszych, mężczyzn nie było wówczas nowością. Sama idea wybierania partnerek i partnerów przez całe rodziny, wszelakie podchody, spiski i konspiracje brzmią dla nas absurdalnie do tego stopnia, że ciężko uwierzyć w taką rzeczywistość. Narzucające się zachowania mężczyzn oraz zakłamane intencje kobiet funkcjonowały na porządku dziennym. Dziś niektóre sposoby dżentelmenów na rozkochanie w sobie przyszłej żony uznalibyśmy za pewnego rodzaju napastowanie. Młode damy nie posiadały wzorców godnych naśladowania, co automatycznie skazywało je na tkwienie w błędnym kole. Dlatego „Duma i uprzedzenie” Jane Austen okazała się być tak bardzo przełomową pozycją.
Aktualnie przedstawianie damskich postaci, które walczą o swoją przyszłość i cenią sobie niezależność, pojawia się w literaturze naprawdę często. Ponad dwieście lat temu raczej nie spotykano się z takim obrazem, dlatego Jane Austen jest jedną z pionierek w tym temacie. Dodatkowo połączyła romantyczną historię z wybitną ironią, nutką sarkazmu oraz świetnym tłem psychologicznym dla swoich bohaterów. Czasy diametralnie się zmieniły, a więc naturalnie podchodzimy do „Dumy i uprzedzenia” z nieco innym nastawieniem niż jej pierwsi czytelnicy. Robert Deas oraz Ian Edginton postanowili zająć się komiksową wersją pozycji Austen. Oczywiście nie zawiera ona wszystkich wydarzeń z oryginału, jednak obydwie książki łączy świetny język oraz poczucie humoru. Niektórzy są przeciwni rysunkowym odpowiednikom takich klasyków, jednak uważam, że w tym wypadku przeczytaliby go jednym tchem. Komiksowa „Duma i uprzedzenie” w przekładzie Agnieszki Wilgi z pewnością dostarczy Wam rozrywki, a także pozwoli poznać dzieło angielskiej pisarki od nieco innej strony.
Premiera obrazkowego odwzorowania „Dumy i uprzedzenia” nie jest jedyną dobrą wiadomością na dziś! Już w czwartek – 15 lutego – wspólnie z Babą od polskiego oraz Wydawnictwem W.A.B. będę miała przyjemność porozmawiać o wspomnianym komiksie, a także o sprawach z nim powiązanych. Widzimy się w czwartek o 19:00 na moim koncie instagramowym!