dorośli

Dziewczynki – czyli nie jest różowo

Udostępnij:

Ponad połowa społeczeństwa zawiera w swoim pakiecie doświadczeń bycie dziewczynką. Ja także mogę się nim pochwalić – teraz bez cienia wstydu, jednak zakładam, że kilkuletnia Maja nie przyznałaby tego z uśmiechem na twarzy. Wszystko wokół bycia dziewczynką jest kojarzone z pewnego rodzaju słabością i ujmą. „Grasz jak dziewczyna” – słyszą chłopcy, gdy nie dorównują swoim rówieśnikom na boisku. Taki komentarz z ust kolegi jest uważany za jeden z najgorszych możliwych. Natomiast gdy dziewczynka usłyszy, że swoim zachowaniem mogłaby rywalizować z chłopcami, ma powód do chodzenia z podniesioną głową. Absolutnie nie można jej za to obwiniać – żyje w świecie, który napełnia ją błędnymi przekonaniami i każe dążyć do „ideału” przedstawionego jako płeć przeciwna.

Pozwolę sobie wrócić do pewnego przedszkolnego wspomnienia. Podczas jednej z zabaw, moja koleżanka wspomniała, że chciałaby być chłopcem, po czym dodała: „Byłabym wtedy brzydsza, ale śmieszniejsza”. Mogłoby się wydawać, że to tylko bzdurne zdanie. Jednak po krótkim przeanalizowaniu, łatwo dostrzec głębszy przekaz, odbicie tego, co zaobserwowane. Z każdej strony słyszymy, że kobiety to płeć piękna. Najczęściej komplementy kierowane w ich stronę – w naszą stronę! – dotyczą właśnie wyglądu. Dziewczynki dostrzegają ten stan rzeczy. Słyszą o ładnych bucikach, ozdobnych wstążkach i sukienkach, których cudowność znacząco ogranicza ruchy i trzyma na wodzy ciekawość swoich właścicielek. Zakłada się, że te części garderoby automatycznie dają przyzwolenie na komentarze dowodzące, że ładny ubiór wynika z chęci podobania się – mamom, całym rodzinom i oczywiście chłopcom. Chłopcom, którzy rozbawiają innych i brylują w towarzystwie. Rodząc się w tej, a nie innej postaci dostali od razu przyzwolenie na popełnianie błędów oraz większą swobodę.


Wspomniana swoboda objawia się w wielu sytuacjach, nawet tych, które raczej nie przemknęłyby nam przez głowę. Zwróćmy teraz uwagę na pewien temat, który z pozoru uchodzi za kontrowersyjny. Dla niektórych zapewne jest infantylny, natomiast u innych wywołuje lekką pogardę i być może obrzydzenie. A mowa tutaj o czynności zupełnie fizjologicznej, jaką jest oddawanie moczu. Dziewczynkom już od maleńkości wpaja się nigdzie niepisany kodeks dotyczący sikania. Skupmy się na moment i go przytoczmy. Pierwsza, najważniejsza zasada – zawsze kładź papier na muszli klozetowej. Unikaj sikania w plenerze, a jeśli już nie masz wyboru, przykucnij za najdalej oddalonym krzakiem. Zabierz ze sobą koleżankę, aby obserwowała w tym czasie okolicę. I oczywiście zawsze bądź przygotowana, na wypadek gdybyś niespodziewanie dostała miesiączki. Natomiast miesiączka to temat na osobne rozważania i wnioski, więc wróćmy do sikania. Chłopcy, a potem mężczyźni, nie muszą martwić się przepisem na jak najbardziej ukradkowe i niezauważalne oddawanie moczu. Mogą odejść zaledwie kilka metrów od towarzystwa i zrobić to bez krzty upokorzenia.

Za to upokorzenie może przynieść im założenie na siebie części garderoby w określonym kolorze. Co więcej, ubranie czegoś różowego potrafi stanowić nawet karę! Szef policji w Bangkoku zadecydował, że konsekwencjami niesubordynacji zostanie zakładanie na ramię różowej opaski z Hello Kitty. Spóźnienie do pracy lub nieprawidłowe wykonanie zadania wiązały się z zaprezentowaniem swojego wizerunku z różowym, czyli dziewczęcym, akcentem. Policjanci ze sporym bicepsem i zarazem ego czuli się urażeni, ponosząc taką karę. To ciekawe, ponieważ sama idea przypisywania dziewczynkom koloru różowego jest dość nowa. Kiedyś ta barwa królowała w chłopięcych szafach, bo kojarzyła się z władzą. Za to dziewczynki nosiły błękit – kolor niewinności, symbolizujący opiekę i odnoszący się do Matki Boskiej.


Mówi się, że Matka Boska to najbardziej znana kobieta na świecie. Zasłynęła, bo „coś się jej udało”, „los hojnie ją obdarował”. Paradoksalnie takie myślenie dominuje w głowach wielu dziewczynek oraz kobiet. Rzadkie chwalenie sukcesów i częste wytykanie porażek prowadzi do odczuwania syndromu oszustki, braku wiary w wiarygodność swoich umiejętności i kompetencji. I nie pomoże tutaj kariera usłana szczęśliwymi akcentami. Gdy błędne przekonania zadomowią się w naszym mózgu już za dzieciaka, naprawdę trudno je wyprosić. A jeżeli już chcemy się tego podjąć, czeka nas ciężka praca wiążąca się nie tylko z samooceną i pewnością siebie, ale również licznymi rozmowami i wyczerpującymi sprzeczkami. Z naciskiem na słowo „wyczerpującymi”. Nie jest tajemnicą, że próba wprowadzenia zmian gryzących się z patriarchalnym systemem nie jest niczym łatwym. Weronika Murek doskonale o tym wie.

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz zetknęłam się z tak błyskawicznym wzrostem świadomości, jak podczas czytania książki „Dziewczynki. Kilka esejów o stawaniu się”. Każde przemyślenie Weroniki Murek zostało przez nią poparte przynajmniej jednym przykładem ze świata kultury – i nie tylko. Autorka nie definiuje bycia dziewczynką. Nie sięga także po banalne tezy. Przedstawia wczesny okres dorastania każdej kobiety z wielu perspektyw, przywołując przy tym dzieła sztuki oraz postaci literackie. Prezentuje swój wachlarz wiedzy, otwierając oczy czytelniczkom i czytelnikom na szczegóły, które zapewne umknęły naszej uwadze lub o których nie mieliśmy pojęcia. Mogłoby się wydawać, że Weronika Murek napisała książkę adresowaną do kobiet. Domyślam się, że stanowią one znaczną część odbiorców, jednak uważam, że „Dziewczynki. Kilka esejów o stawaniu się” powinni przeczytać przede wszystkim rodzice – mamy i ojcowie. Z pewnością pomoże to w niepowielaniu szkodliwych zachowań, które wcześniej być może trudno było dostrzec. Mogę Wam przysiąc, że mama oraz tata z wiedzą Weroniki Murek zawartą w tej pozycji to marzenie każdej dziewczynki. Ale spokojnie – możecie także sięgnąć po książkę nie będąc oraz nie planując bycia rodzicem. Ba, nie możecie, a nawet powinniście!

Tytuł – Dziewczynki. Kilka esejów o stawaniu się
Tekst – Weronika Murek
Ilustracja na okładce – Iwona Chmielewska
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec, 2023