dorośli

Harald – czyli ciepło Północy

Udostępnij:

Lubicie zimną, wręcz mroźną pogodę? Darzycie sympatią zaspy śniegu, minusowe temperatury i szybko pędzący wiar? Zakładam, że nie. Chyba niewiele osób chce ślizgać się po lodzie i nakładać na siebie mnóstwo warstw ubrań. Zapewne większość z Was wprost marzy o słoneczku (ja zamawiam takie za chmurką!) z lekkim, niezwykle przyjemnym powiewem wiatru (to poproszę w całości). Najczęściej niecierpimy, gdy letnia pogoda przechodzi w jesienną, a potem w zimową. „Znowu ten śnieg?” – myślimy sobie, ubierając grube kurtki. Przypomnijcie sobie teraz o ludziach, którzy zdecydowali się mieszkać w najchłodniejszych regionach świata. Wcale nie jest ich tak mało, prawda? Ale trzeba przyznać, że jeden mężczyzna bije ich wszystkich na głowę. Ma na imię Harald i jest uważany za dziwaka.


W Haraldzie już od dziecka drzemała dusza podróżnika. Jako młody chłopak wyobrażał sobie dalekie lasy deszczowe, upalne klimaty i wyprawy do Amazonii. Chciał podbijać świat, jeździć we wszystkie zakątki Ziemi. Ale życie pokierowało nim ciut inaczej. W wieku trzydziestu siedmiu lat, po burzliwym rozwodzie z żoną, Harald wylądował na mroźnej Północy, w Norwegii. Pewnie myślicie sobie teraz: „O, piękny kraj! Oslo, takie cudowne miasto”. I tutaj Was zaskoczę. Harald zamieszkał na archipelagu Svalbard. Spakował swoje najpotrzebniejsze rzeczy i pojawił się w domu gubernatora, prosząc o pozwolenie na zamieszkanie w niewielkiej (i okropnie starej) stacji traperskiej. Ba, prosząc to za dużo powiedziane. On po prostu przyszedł po zgodę, nawet nie brał pod uwagę innej opcji. Miał już swój plan. Stanie się myśliwym na jeden sezon, a później… do wymarzonej Brazylii! Jak już się pewnie domyślacie, wspomniany jeden sezon okazał się być nieco dłuższy.


Traper już na samym początku spotkał się z niezbyt pozytywną reakcją na jego plan. Gubernator sceptycznie podchodził do polowań. Powód wizyty Haralda też wydał mu się niezrozumiały. Jednak summa summarum, Harald otrzymał otwartą furtkę. Musiał oczywiście przestrzegać obowiązujących praw i norm, jednak niezbyt mu się to udawało. Już na samym początku do Haralda zawitał nieproszony gość, a tak właściwie to gościni. Niedźwiedzica chciała poznać się z nowym sąsiadem. Akurat nie zastała go w domu, więc odeszła. Była uparta i jeszcze tego samego dnia, wieczorem, postanowiła ponowić swoje odwiedziny. Niestety, przepłaciła za to życiem. Dwa i pół tygodnia później, gdy nastał już mrok, do domostwa Haralda zbliżył się kolejny niedźwiedź. Skończył dokładnie tak, jak jego poprzedniczka. Gdy na drugi dzień Harald zobaczył, jak maleńkie i drobne było to zwierzę, zalał się falą wstydu. A, i bardzo ważna rzecz! Musicie wiedzieć, że zabijanie przedstawicieli tego gatunku jest surowo zabronione. Jak już pewnie się domyślacie, Harald przyciągnął do siebie sporo kłopotów. Chociaż to tak naprawdę żadne zaskoczenie. W ciągu czterdziestu lat spędzonych na Spitsbergenie rozpoczął bardzo wiele bitew z chyba wszystkimi organami państwa.


Tak, dobrze przeczytaliście – czterdzieści lat. Miał być rok w zimnie i późniejsze lata w upale. No cóż, trochę nie wyszło. Przez pierwsze dziewięć lat Harald mieszkał w sędziwej chacie traperskiej. Potem stworzył jej większą wersję. Dziesięciolecie swojego pobytu na archipelagu świętował już w rozbudowanej stacji Kapp Wijk. Harald, wbrew pozorom, uwielbiał imprezy. Alkoholu także zbyt często sobie nie odmawiał. A w szczególności, kiedy odwiedzali go Rosjanie. Gdy lodowce topniały i zaczynała się wiosna, w myśliwym budziła się towarzyska dusza. Przez Kapp Wijk przejeżdżało sporo turystów. Bardzo duża część z nich zatrzymywała się u Haralda i tam nocowała. Harald nigdy tego nie przyznał, ale po ich odjeździe zawsze czuł lekki smutek. Zapytany, czy doskwiera mu samotność, odpowiedział, że czasami. Jednak widocznie zbytnio mu to nie przeszkadzało. Samotność była jego wyborem. Przecież gdyby się jej bał, nie spędziłby sam czterdziestu lat.


Każdy, kto tylko widział Haralda, od razu wiedział, że to właśnie on. Słynny traper z chatki. Można było go poznać nie tylko po charakterystycznej brodzie, ale również po… psach. Harald bardzo długo nie posiadał skutera śnieżnego, więc do wszystkich swoich przejażdżek używał sani oraz czworonogów. Sam wytresował psy i starał się o ich przyjazne stosunki. W Kapp Wijk mieszkał Kulak, wieloletni towarzysz Haralda, parę innych dorosłych psów oraz gromada malutkich szczeniąt. Myśliwy dbał o wszystkie swoje zwierzęta, jednak największą sympatią darzył Kulaka. Nic dziwnego, w końcu żył u jego boku przez wiele lat. Kulak jako jedyny nocował w domu. Gdy Harald wypuszczał go rano, pies od razu biegł do swoich kolegów, aby pokazać im, kto tutaj rządzi. Szczególnie uwziął się na Sabbę, lidera wśród szczeniąt. A musicie wiedzieć, że Sabba nie dał sobie w kaszę dmuchać, co skutkowało częstym rozlewem krwi. W końcu Harald, chcąc zakończyć tę wiecznie trwającą walkę, musiał podjąć ciężką decyzję. Bardzo ciężką.


Jak już bardzo dobrze wiecie, Harald był myśliwym. Lecz czasami jego dobre serce przewyższało konieczność pracy i traper litował się nad niektórymi zwierzętami. Jak choćby w tym przypadku, gdy pewnego ranka obudziło go szczekanie i ujadanie psów. Harald w pierwszej chwili pomyślał, że pewnie jadą w jego kierunku jacyś znajomi bądź turyści. Nic bardziej mylnego! Po tym, jak wstał, zobaczył foczego maluszka przy koziołku do cięcia drewna. Myśliwego rozczulił ten widok, więc wziął foczkę pod swój dach. Karmił ją mlekiem z margaryną. Nie chciał, aby maluch skończył w brzuchu jego psa lub innego zwierzęcia, więc pozwolił mu spać w jego domu. Drugiego dnia nowy osobnik nie wypił ani kropli swojego przysmaku. Tknął jedynie świeży, dokładnie pocięty tłuszcz. Harald był zadowolony, że foczka w końcu coś zjadła, więc pozwolił jej zasnąć na kolanach. A tu nagle to słodkie stworzenie ugryzło Haralda w nos. I to całkiem boleśnie. Myśliwy strasznie się przestraszył i upuścił zwierzątko na podłogę. Następnie rozpoczął się proces reanimacji metodą usta-usta. Maluch oddychał, ale oprócz tego nie dawał żadnych oznak życia. W końcu otworzył oczy i Harald mógł odwieźć go nad morze. W drodze powrotnej zastanawiał się, czy przypadkiem nie zaraził się wścieklizną. Ale na całe szczęście wszystko dobrze się zakończyło.


Haralda cechowała oszczędność, która czasami przemieniała się w skąpstwo. Nawet sobie nie wyobrażacie, do czego mógł się posunąć, aby zaoszczędzić trochę pieniędzy. To człowiek typu „chomik”. Chciałabym zobaczyć jego spiżarnię, naprawdę! Był niezwykle niecierpliwy, uparty i często zdarzało mu się narzekać. Jednak nie to jest najważniejsze. Haralda znano przede wszystkim z jego ciepła, gościnności i chęci niesienia pomocy, nawet zupełnie obcym ludziom. Czterdzieści lat spędzonych w Kapp Wijk sprawiło, że stał się legendą Północy. Zapytajcie kogokolwiek mieszkającego w tamtej okolicy, kim był Harald Soleim. Jestem pewna, że nie usłyszycie ani jednego „nie wiem”. Ten człowiek wyznaczył sobie własną ścieżkę i zawsze się jej trzymał. Spitsbergen stał się jego domem. Ukochaną przystanią, którą opuszczał z wielką niechęcią. Nawet wtedy, kiedy było to konieczne.


„Harald. Czterdzieści lat na Spitsbergenie” w tłumaczeniu Karoliny Drozdowskiej to opowieść nie tylko o wyjątkowym człowieku, ale także o wyjątkowej przyjaźni. Birger Amundsen, autor tej pozycji, to postać, którą możecie znać z książek Ilony Wiśniewskiej. I to właśnie ten pan był najbliższym przyjacielem Haralda. Bardzo często bywał w jego chatce. Świetnie go znał. Wiedział, w jaki sposób robi pranie, kiedy sprawdza pułapki na lisy i co je na śniadanie. W swojej książce przedstawił przepiękny portret jednej z najbliższych mu osób. Czytając ją, z łatwością da się wyczuć szacunek, a nawet miłość, z jaką autor tekstu oraz wspaniałych zdjęć opisuje swojego przyjaciela. Nie brakuje tu także anegdot z życia pisarza, który wykazał się potężną wiedzą na temat Svalbardu i jego historii. Skorzystajcie z zaproszenia Birgera Amundsena i odwiedźcie stację traperską Kapp Wijk – symbol niemożliwego przekształcającego się w możliwe.

Tytuł – Harald. Czterdzieści lat na Spitsbergenie
Tekst i fotografie – Birger Amundsen
Przekład – Karolina Drozdrowska
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec, 2021