Bardzo żałuję, że książka pod tytułem „Ja wielkolud ty kruszynka” nie miała swojej polskiej premiery dziesięć lat temu. Ale, jak powszechnie wiadomo, nie warto narzekać, dlatego cieszę się, że ta lektura pojawiła się na naszym rynku.
Jako maluch, 'czytałam’ całe stosy książek, w których występowały porównania, typu mały – duży, chudy – gruby. Napisałam 'czytałam’, a tak właściwie to przyjemności czytania oddawali się moi rodzice. Ja byłam dodatkową parą oczu i uszu 🙂 Tak, czy inaczej, jeszcze nigdy nie miałam styczności z tak uroczą i wzruszającą poczytajką z porównaniami! No oczywiście do teraz.
Łasice – mała i duża – to dwie główne, i tak właściwie jedyne, bohaterki pozycji „Ja wielkolud ty kruszynka”. Po ich wzroście oraz zachowaniu domyślamy się, że jedna z nich jest rodzicem, a druga dzieckiem. No właśnie, „Ja wielkolud ty kruszynka”… już sam tytuł wskazuje, że bardzo możliwe, iż ta książka będzie wprost promieniowała ciepłem. Na każdej ze stron znajduje się jedno porównanie oraz ilustracja. Porównań jest trzydzieści osiem (liczyłam!).
Tak, wskoczymy teraz do świata porównań. Są one króciutkie, więc zacytuję dziesięć pierwszych. Książka rozpoczyna się od tytułowego zdania – „Ja wielkolud ty kruszynka”. A następne z nich brzmią tak: „ja krówka – ty świnka | ja kopniak – ty kopniaczek | ja buziak – ty buziaczek | ja knedle – ty knedelki | ja figle – ty figielki | ja kiełbasę – ty paróweczkę | ja kufel – ty szklaneczkę | ja strumień – ty strumyczek | ja sedes – ty nocniczek”. Cięcie! Więcej Wam nie zdradzę, radość z czytania jest przecież bezcenna.
Jak zapewne sami zauważyliście, niektóre z porównań są naprawdę zabawne. A zabawne porównania w połączeniu z dowcipnymi ilustracjami to prawdziwa lawina śmiechu! Ja mam lat jedenaście i zapewne niektórzy z Was mogą uważać, że takie książki nie są dla mnie, że jestem na nie za duża. Jeśli takie jest Wasze zdanie, bardzo się mylicie! Z wymienionych wcześniej połączeń i nie tylko z tych, śmieją się zarówno małe dzieciaki, jak i dorośli, więc śmiało można stwierdzić, że ta lektura łączy pokolenia! Ale śmiech to nie wszystko.
Czytając tę pozycję, serce nam się cieszy! Książka jest ona napisana z ogromną troską. Czułość, opiekuńczość, ciepło – tymi trzema słowami możemy opisać to, co autorka przedstawiła na 47 stronach. Już po pierwszej z nich czujemy miłość dużej łasicy (rodzica) do małej (dziecka). Przyznam szczerze, że trudno jej nie zauważyć.
„Ja wielkolud ty kruszynka” to książka z wzruszającym zakończeniem. Należy do grona tych poczytajek, po przeczytaniu których mówimy „Ooo” miłym głosem, uśmiechamy się i myślimy sobie, że to jedna z najsłodszych książek, jakie trzymaliśmy w rękach. A tak w sumie to nie myślimy, tylko jesteśmy pewni.
Gdy troszkę dłużej się zastanawiamy, dochodzimy do wniosku, że ta prosta, można by nawet powiedzieć banalna, lecz jakże urocza książka, opowiada o rodzinnym życiu i jego codziennych rytuałach. To, że istnieją istoty duże i małe jest dla nas rzeczą oczywistą, więc nie poświęcamy temu tematowi uwagi. Lilli L’arronge poświęca mu całą książkę! Łatwo tutaj spostrzec, że pióro autorki idealnie współgra z jej sercem.
Przejdźmy teraz do ilustracji. To również sprawka pani Lilli! Jak już wcześniej wspomniałam, na każdej ze stron znajduje się jedna ilustracja. Są one prześliczne! Jestem pewna, że te rysunki spodobają się każdemu, niezależnie od tego, czy jest mały, czy duży.
A Wy sięgnijcie po tę pozycję, najlepiej rodzinnie!