dzieci

Jak się tu znaleźliśmy – czyli szukając śladów

Udostępnij:

Z pewnością spotkaliście się ze stwierdzeniem, że do wychowania dziecka są potrzebni nie tylko rodzice, a cała wioska. Możecie się z tym zgadzać w większym bądź mniejszym stopniu, jednak nie możecie zaprzeczyć, że dorastanie z możliwością obserwowania różnych osób i ich zachowań to z pewnością cenne doświadczenie. Dowiadywanie się od najmłodszych lat o tym, jaki świat jest różnorodny, na pewno nie wyrządziło nikomu żadnej krzywdy. Przyglądanie się rytuałom, nawykom i tradycjom innych rodzin może okazać się bardzo rozwijające. W szczególności, jeśli mowa o rodzinach będących mniejszościami etnicznymi lub narodowymi. Przyznam bez bicia, że nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak licznie zamieszkują nasz kraj. Dlatego to bardzo ważne, aby poznać historię ludzi, którzy są naszymi sąsiadami, współpracownikami, znajomymi, czy też kolegami i koleżankami ze szkoły.


Na samym początku warto zaznaczyć, że niegdyś Polska była znana ze swojej gościnności i akceptacji. Cieszyła się dobrą opinię pośród mieszkańców innych państw. Co więcej, z wielką chęcią przyjmowano tutaj wszystkich gości. Sytuacja znacząco zmieniła się po II wojnie światowej. Rząd chciał, aby w naszym kraju byli obecni tylko i wyłącznie Polacy. Ujednorodnienie społeczeństwa stało się jednym z głównych celów do zrealizowania. Nastąpiło masowe wysiedlania i przesiedlanie, naciskano na przyjęcie obywatelstwa i kultury polskiej, a także usuwano ślady pozostawiane po mniejszościach, między innymi pomniki oraz miejsca święte. Jednym z powodów takich zachowań był strach Polaków przed tym, że Białorusini czy Ukraińcy będą podejmowali próby zabrania polskich ziem, które zamieszkują. W obawie przed zmianą granic na naszą niekorzyść, podejmowaliśmy wiele krzywdzących działań. Zaczęło się to zmieniać dopiero po upadku komunizmu.


Pod koniec ubiegłego wieku mniejszości narodowe i etniczne uzyskały spisane na papierze prawa. Ich sytuacja stała się jasna. Jednak zdecydowanie nie była taka podczas wojny, a także po jej zakończeniu. Można to bardzo łatwo zobrazować, opowiadając historię pewnej dziewczynki niemieckiego pochodzenia. Klara cieszyła się, że nie słyszała już hałasu wybuchów bomb oraz krzyków ludzi. Natomiast wciąż pozostało w niej sporo strachu. Jej mama potwornie bała się wychodzić z domu. Z każdej strony docierały do niej słowa, że wojna to między innymi jej wina. Była cała spięta, gdy słyszała kroki na schodach. Bardzo by chciała, aby były to kroki jej męża, o którym słuch zaginął. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że dźwięki dochodzące z klatki schodowej mogą zwiastować wyrzucenie z mieszkania. Dlatego, myśląc o przyszłości, kazała Klarze zapakować najpotrzebniejsze rzeczy. Dziewczynka włożyła do torby swoją lalkę. Tylko w jej obecności Klara mogła mówić po niemiecku i być sobą.


Sara także musiała się spakować. I to w wielkim pośpiechu. To był późny wieczór. Jej powieki stawały się coraz cięższe, a oddech – coraz spokojniejszy. Jednak w ciągu sekundy krzyki i wrzaski zaburzyły ten błogi stan. Rodzice zaczęli biegać po mieszkaniu. Naczynia spadały na podłogę. Sara pamiętała, że mama ostrzegała ją, aby w takich momentach wchodzić do szafy. „Czy teraz powinnam się schować?” – zastanawiała się. Nie minęło sporo czasu, gdy dowiedziała się, że razem z rodzicami – pod nadzorem dwóch żołnierzy – musi udać się do getta. Z każdym dniem coraz dłużej wpatrywała się w okno i coraz mniej jadła. Z początku ludzi przybywało. Z czasem było ich coraz mniej. Mama cały czas powtarzała, że Sara nie może zostać tu zbyt długo. Ulgę przynosiła jej myśl o tym, że jej córka ma niebieskie oczy. Powierzyła ją pod opiekę obcej kobiecie, która nadała Sarze imię Hanka. Mała Hanka nie wiedziała jeszcze, że już nigdy nie wróci do starego imienia. Nie wiedziała również, że już nigdy nie zobaczy rodziców.


Iwan natomiast potwornie bał się o to, że jego tata wyjechał nie na okres wojny, a na zawsze. Najpierw wrócił po tygodniu. Cała rodzina była przeszczęśliwa. Potem jednak znów go zabrano. Kiedy wojsko przyszło na wieś Iwana po raz trzeci, wszyscy mieszkańcy doskonale wiedzieli, że zostaną przesiedleni. Choć bardzo chcieli, niestety nic nie mogli na to poradzić. Podczas dwudniowego oczekiwania na pociąg, chłopiec bardzo dużo rozmyślał o wojnie. Przypomniał sobie, gdy – zamiast uczyć się w szkole – rozkazano mu, aby kopał okopy. Doskonale pamiętał swoją małą ojczyznę przed bombardowaniami. Wówczas myślał tylko o zabawie oraz o pomocy mamie przy gospodarstwie. Byłby w stanie oddać naprawdę wiele, aby móc troszczyć się o krowy i kury, a nie o przyszłość mamy oraz siostry.


Jeśli chodzi o Polskę – nie licząc naszej stolicy – Gdańsk uważa się za kolebkę mniejszości etnicznych i narodowych. Samo miasto może pochwalić się ponad tysiącletnią historią. Przez ten czas zamieszkiwali je Polacy, Niemcy, Kaszubi, Holendrzy, Rosjanie, Żydzi, Litwini, Białorusini, Ukraińcy, Tatarzy i nie tylko. W końcu jest to miasto nadmorskie i kupieckie, które stanowi istotny punkt dla wielu podróżników. Dzięki temu, że osiedlały się tutaj różnorodne osoby, mniejszości narodowe oraz etniczne odcisnęły swoje piętno na losach Gdańska. Przyjeżdżając na północ Polski, nie rzadko przywiozły ze sobą walizki wypełniona traumami, przykrymi doświadczeniami i skomplikowaną przeszłością. Agnieszka Kochanowska, w swojej książce „Jak się tu znaleźliśmy” przedstawiła sześć opowieści z perspektywy dzieci pochodzących z różnych mniejszości. Co więcej, wzbogaciła je o przystępnie przekazaną wiedzę historyczną. Wyobraźnię każdego czytelnika na pewno poruszą także ilustracje Joanny Czaplewskiej, świetnie współgrające z tekstem.


Pozycja „Jak się tu znaleźliście” jest jednym z najlepszych pomysłów na prezent dla swoich pociech. Przeczytanie tej książki razem z rodzicem z pewnością poszerzy ich świadomość. A obserwując to, co dzieje się tuż za granicami naszego kraju, także uwrażliwi na krzywdę osób z Ukrainy.

Tytuł – Jak się tu znaleźliśmy
Tekst – Agnieszka Kochanowska
Ilustracje – Joanna Czaplewska
Miejski Teatr Miniatura, Gdańsk, 2021