młodzież

Koń, koń, tygrys, tygrys – czyli długie nogi kłamstwa

Udostępnij:

Wszyscy wiemy, że kłamstwo ma krótkie nogi. Ta mantra prześladuje nas od maleńkości. Słyszymy ją z ust rodziców, dziadków, a także pań przedszkolanek. Zostanie nazwaną „kłamczuchą” może stanowić naprawdę sporą obrazę. Zazwyczaj jesteśmy karani za mówienie nieprawdy, co skutkuje późniejszym poczuciem winy oraz wstydu. Ale umówmy się – każdy z nas był dzieckiem. A jest to niemal równoznaczne z tym, że wszystkim zdarzyło się skłamać, i to zapewne parokrotnie. No błagam, niech podniesie rękę ten, kto za dzieciaka nigdy nie opowiedział zupełnie zmyślonej historii z pełnym przekonaniem, że jest ona znakomicie przemyślana i warta podzielenia się. Całe szczęście z biegiem czasu wyrasta się nie tylko z butów i spodni, ale również z naiwności. Jednak nie oznacza to, że po wkroczeniu w nastoletniość, my – dzieci – zapominamy o umiejętności kłamania. Czasami jest zupełnie odwrotnie, a Honey jest tego książkowym przykładem.

Możecie teraz pomyśleć: „Co to za niegrzeczna dziewczyna, która zwodzi ludzi, patrząc im prosto w oczy!”. Niestety muszę zburzyć Wasze przypuszczenia i ogłosić, że nie ma na świecie serdeczniejszej i grzeczniejszej duszy, niż Honey. Przysięgam! Stereotypowo zakłada się, że ojciec jest głową rodziny i to właśnie on trzyma rękę na pulsie. Nierzadko okazuje się, że dom znajduje się pod kontrolą mamy, jednak w tym przypadku wszystkie normy społeczne zostały wywrócone do góry nogami. To właśnie Honey czuła, jakby trzymała swoją rodzinę w ryzach. Trzeba przyznać, że trafili jej się naprawdę interesujący bliscy. Nigdy nie rozsiewali nudy, natomiast całkiem zaprzyjaźnili się z różnego rodzaju kłopotami i nieporozumieniami. Jeśli chodzi o te tematy, bez dwóch zdań przodował w nich tata. Z pozoru mógł się wydawać tatą niczym ze snów. Zawsze broniący przekonań swojej córki, o posturze kulturysty, charakteryzujący się dużym luzem, nienakładający na talerz warzyw, a raczej odgrzewaną pizzę. Z tatuażami i ubraniami, przy których w sklepach zatrzymują się raczej nastoletni chłopcy. Honey wiedziała, że jej tata jest wyjątkowy. Ale wiedziała także, że przesadza. I to na wielu płaszczyznach.

Wyobrażenie sobie sytuacji, kiedy pożyczacie od swoich rodziców pieniądze, zapewne nie jest ani ociupinę trudne. Co więcej, sądzę nawet, że proszenie rodziców o parę groszy to wręcz nieoderwalny element wieku szkolnego. Myślę, że wszyscy zgodzimy się, że pożyczanie pieniędzy przez rodziców od swoich niepełnoletnich dzieci raczej nie powinno mieć miejsca. Natomiast niezwracanie ich powinno wywoływać w nas oburzenie i pogardę. No cóż, ojcu Honey przychodziło to z zadziwiającą łatwością. Nie miał absolutnie żadnych skrupułów przed poproszeniem ją o wsparcie finansowe, doskonale wiedząc, że praca mamy nie przynosiła Honey i jej siostrze przyrodniej obfitego kieszonkowego. Tata oferował swojej córce niewiele, a wymagał całkiem dużo. Za dużo. Nie tylko w tej kwestii nie miał umiaru. Miał za duże mięśnie, za dużo pił, podrywał za dużo dziewczyn i za dużo kradł. Nie był ojcem godnym pochwały.

Z kolei mama Honey zdecydowanie była rodzicem godnym pochwały. Bardzo starała się stworzyć dom, w którym wszechobecne będą miłość, bezpieczeństwo, szacunek i wsparcie. Mimo obciążającej oraz czasochłonnej pracy, wpajała swoim córkom odpowiednie wartości, przywiązywała uwagę do razem spędzanego czasu i była zaangażowana w ich życia. Szczególnie w życie Mikali – dziewiętnastoletniej siostry Honey, która niestety urodziła się z pewnym ubytkiem w mózgu. Mama nie została potraktowana przez los łaskawie, dlatego robiła wszystko, aby dostarczyć jak najwięcej szczęścia swojej starszej córce. Kibicowała jej w różnych pasjach, zawsze służyła pomocą i była w pobliżu. Musiała mieć Mikalę na oku, co niekiedy powodowało, że Honey schodziła na drugi plan. Dziewczynka przywykła do takiego obrotu spraw. Wiedziała, że Mikala jest ich rodzinnym Słońcem, a ona i mama to planety krążące wokół. Czy wywoływało to w niej gniew bądź zazdrość? Niekoniecznie. Choć czasami chciałaby, aby w domu pojawiły się wypieki różniące się od cynamonek, które Mikala może pałaszować godzinami.


Zarówno w relacji z tatą, jak i z mamą oraz siostrą, Honey nie ma zbyt wiele przestrzeni na mówienie o swoich potrzebach. Najprawdopodobniej właśnie to zapoczątkowało jej problemy z asertywnością, a tak właściwie – z jej brakiem. Za nic w świecie nie potrafiła odmawiać. Zarówno swoim bliskim, jak i po prostu kasjerom w sklepach. Słowo „nie” nie przechodziło jej przez gardło. Potem tłumaczy się mamie, dlaczego wróciła do domu z niepotrzebnym tortem lub… wpada w wir kłamstw. Wyróżnia się ponadprzeciętną inteligencją, więc wie, jak bardzo przemyślane musi być każde kłamstwo. Opracowywanie planów i snucie zmyślonych historii ma opanowane do perfekcji. Jej opowieści zahaczają o osoby, które mama kojarzy, aby zyskać na wiarygodności. Jednak nie dotyczą bliskich przyjaciół, z którymi mama może zamienić słówko podczas – na przykład – wizyty w sklepie. W taki właśnie sposób Honey udało się zatuszować miejsce i osobę, którą odwiedzała każdego dnia po szkole. Za to mama wówczas cieszyła się, że jej córka wzmacnia relację z koleżanką z klasy.

Niewykluczone, że teraz zastanawiacie się, dokąd Honey wybierała się codziennie. Mogą Was nieco zszokować, bo odpowiedź brzmi: do domu opieki. Gdy przez pomyłkę weszła do złego autobusu, nie miała odwagi powiedzieć nieuprzejmemu kierowcy, że musi wysiąść, więc pojechała w nieznane. Z początku rozmyślała nad tym, dlaczego nigdy nie widziała tych części miasta. Później już wiedziała – przecież czemu miałaby odwiedzać dom starców? Personel omyłkowo wziął ją za wnuczkę jednego z pacjentów. Honey, nie mając serca nikomu odmówić, dalej brnęła w swoje kłamstwa, jednocześnie coraz bardziej nienawidząc siebie i bojąc tego, co może się wydarzyć. Gdy weszła do pokoju Marcela, starszy pan od razu spostrzegł, że to obca osoba, a nie jego wnuczka. Czy był zły? Smutny? Załamany? Skądże. Ostatnimi czasy stał się osamotniony, dlatego ucieszył się z towarzystwa. Wspominając Honey, że z chęcią zjadłby kulkę z marcepanem, nawet nie pomyślał, że taką dostanie. I to już następnego dnia.

Im dłużej Honey ukrywała przed mamą odwiedziny Marcela, tym bardziej nie chciała wspominać o nich nawet słówkiem. Z początku sama nie spodziewała się, co wykiełkuje z tej znajomości. Fakt, nie miała najlepszego przyjaciela lub przyjaciółki, ale czy to jest powód do przywiązywania się do umierającego starszego pana? Powodem ich przyjaźni z pewnością było to, że oboje z wielką uwagą słuchali siebie nawzajem. Marcel dopytywał o życie szkolne i rodzinne, a Honey o jego przeszłość i emocje. Oboje się do siebie przywiązali. Było ich stać na małe gesty, które wzmacniały tę relację. Dziewczyna w końcu dostała swoją przestrzeń. Mogła opowiadać o tym, jak bardzo nie lubi swojej zajęczej wargi i że ma po dziurki w nosie fochów Mikali. Wówczas Marcel zamieniał się w słuchacza, czego nie robił w otoczeniu swoich córek, gdy te tego potrzebowały. Teraz mógł po części odpokutować swoje czyny, poświęcając uwagę zesłanej mu przez los Honey.

Książki nierzadko mają na celu uwrażliwić i rozbawić. Mette Eike Neerlin bez wątpienia ma tego świadomość. Jej „Koń, koń, tygrys, tygrys” (w tłumaczeniu Edyty Stępkowskiej) przedstawia wszystkie odcienie relacji międzyludzkich – zarówno ich jasne, jak i ciemne strony. Mamy tutaj pokazany wątek rozbitej rodziny, trudów rodzicielstwa, codzienności osoby z niepełnosprawnością, a także śmierci. Jestem zachwycona przyjaźnią, którą autorka zawarła pomiędzy Marcelem i Honey. Okazuje się, że możemy podziwiać i uczyć się nie tylko od starszych, ale również sporo młodszych od siebie. Historia dorastającej dziewczyny, choć opowiedziana przez nią samą w pierwszej osobie liczby pojedynczej, jest tak naprawdę ukazana z perspektywy jej otoczenia. Poznajemy Honey poprzez jej środowisko domowe i szkolne. Jej nawyki wyłapujemy dzięki różnym przydarzającym się jej perypetiom. Cieszę się, że Mette Eike Neerlin nie pominęła w książce zmartwień Honey na temat swojego wyglądu, których doświadcza przecież każda dojrzewająca nastolatka. Mogłabym nawet zaryzykować stwierdzenie, że dzisiejsza lektura zawiera nawet aspekt ściśle edukacyjny. Jaki to aspekt? Dowiecie się, próbując rozszyfrować tytuł  „Koń, koń, tygrys, tygrys”.

Tytuł – Koń, koń, tygrys, tygrys
Tekst – Mette Eike Neerlin
Przekład – Edyta Stępkowska
Ilustracja okładkowa – Zosia Frankowska
Wydawnictwo Dwie Siostry, Warszawa, 2023