dorośli

Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość – czyli w kapturze nienawiści

Udostępnij:

„Rasizm? Mnie to nie dotyczy”. „Widziałem takie osoby, bardzo im współczuję”. „Nic mi nie zrobili, jednak mogliby wrócić tam, skąd przyjechali”. „To nie ich wina, że się tacy urodzili”. „Nie mam nic do czarnych, ale…”. Zawsze musi być jakieś 'ale’. Zanim przejdziemy do spraw większej wagi, wplotę parę zdań o sobie. Pochodzę z białej rodziny. Mieszkam w niewielkiej miejscowości, która w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach składa się z Aryjczyków. Moje podręczniki do edukacji wczesnoszkolnej nie uwzględniały rysunków lub historii dzieci o innym kolorze skóry niż biały. Nigdy nie spotkałam się bezpośrednio z dyskryminacją rasową. Czy to znaczy, że nie miałam pojęcia o jej istnieniu? Jedynie przez pierwsze lata mojego życia, bo moi rodzice nie zwlekali zbyt długo z uświadamianiem mnie. Ten proces tak właściwie nigdy się nie zakończył, bo to właśnie tata podsunął mi książkę o Ku Klux Klanie. Już podczas lektury wielokrotnie wspominał, że to genialna pozycja. Faktycznie, muszę przyznać mu rację.

Jestem niemal pewna, że Wasze skojarzenia wokół Ku Klux Klanu niewiele różnią się od tych, które towarzyszyły mi zaledwie kilka dni temu. Najprawdopodobniej stanęły Wam teraz przed oczami postaci w białych togach, szpiczastych kapturach z otworami na oczy, z płonącymi pochodniami w jednej ręce i niebezpiecznymi przedmiotami w drugiej. Akcja rozgrywa się w nocy, czuć w powietrzu agresję, frustrację i przemoc. Słychać krzyki. W ludziach rośnie coraz większy strach, a także obawa przed utratą życia. Właśnie taki – wcale nie tak bardzo odbiegający od prawdy – obraz zakiełkowały w nas środki masowego przekazu oraz dzieła kultury. Niewykluczone, że myślicie, że Ku Klux Klan to absolutna przeszłość i jest dramatyczną, lecz zamkniętą, częścią historii. Bardzo wygodnie żyło mi się w przekonaniu, że takie organizacje nie mogą być legalne, a wspominanie o nich służy ostrzeganiu przed tragicznymi skutkami rasizmu. Otóż oddziały KKK wciąż działają. I to całkiem prężnie. Oczywiście na zupełnie innych zasadach i opierając się na mniej skrajnych działaniach. Poczucie rasowej wyższości jest tak silnie zakorzenione w członkach partii, że przynależność do Ku Klux Klanu jest sporą częścią ich tożsamości.

Dla Shawna Ku Klux Klan jest domem. Wbrew temu, co mogłoby się nam wydawać, organizacja daje mu poczucie bezpieczeństwa, a dodatkowo przynależność do grupy osób z takimi samymi przekonaniami. Mężczyzna może pochwalić się tutejszym dwudziestodwuletnim stażem. Gdy wstąpił do Klanu, był dokładnie w moim wieku, czyli miał siedemnaście lat. Niesprawiedliwie potraktowany przez los, szukał okazji, aby dać upust swojej agresji. W domu był świadkiem prawdziwej tyranii najpierw ze strony ojca, a później – ojczyma. Narastała w nim niewykorzystana siła. Był przekonany, że KKK niewiele zmienił się w ciągu ubiegłego stulecia, więc ogarnęło go zdziwienie, kiedy zobaczył, że niewiele tu przemocy. Z początku zupełnie mu się to nie spodobało. Dzisiaj jest dumny z przynależenia do partii. Co więcej, pociągnął za sobą żonę oraz dwójkę dzieci. Co roku pojawia się na zjeździe swojego oddziału Klanu, traktując to jako rodzinny wspólnie spędzony czas. Czy faktycznie podoba się to nastolatkom? No cóż, pozostają nam tylko domysły.

odzina Shawna nie jest jedyną powiązaną z Klanowską tradycją. Cheryl wyszła za białego mężczyznę Davida z protestanckiego domu z zasadami. Sama pochodziła z bardzo podobnego środowiska. Zapytana o to, czy jej ojciec miałby coś przeciwko, gdyby poślubiła czarnego człowieka, chwyta się za głowę. Porównuje to do abstrakcji, jaką może być wyskoczenie jej córki Ailish przez balkon. Z pełnym przekonaniem opowiada, że mieszanie ras w małżeństwie to krzywda, jaką wyrządza się swojemu przyszłemu dziecku. „Dziecko poznające dwie kultury” to według niej kompletna bzdura, bo nie pozwala mu zakorzenić się ani w jednej, ani w drugiej. W ciągu trzech lat Cheryl i David przeprowadzali się pięć razy, żeby mieszkać wśród ludzi tylko swojej rasy. Zamieszkiwali w coraz droższych dzielnicach, jednak za każdym razem do sąsiedztwa docierały mniejszości nazywane przez nich 'gangami’. Małżeństwo momentalnie traciło wtedy grunt pod nogami i szukało nowego miejsca. A młoda Ailish podążała za rodzicami, pozwalając im kształtować swój kręgosłup moralny i z niecierpliwością czekając na swoją togę.

Klansmenom tradycyjne stroje absolutnie nie kojarzą się z jakąkolwiek formą przemocy. Są powodem do dumy oraz wizualizacją haseł przypisanych sobie przez organizację. Język ma w tym przypadku ogromną siłę. Przyjeżdżając na zgromadzenie grupy Thomasa Robba, nie usłyszycie nagannych przezwisk oraz bezpośrednich obelg. Dotrą do Was słowa, takie jak: miłość, dziecko, szacunek, dziedzictwo oraz Jezus. Przemawiający są prawdziwymi mistrzami manipulacji. Nie wspominając o rasie czarnej nawet przez sekundę, w swoich mowach potrafią postawić nas, białych, na samym piedestale, tuż pod Bogiem. Wszystkie ich tezy nagradzane są gromkimi brawami, a dokładnie przemyślane, chwytliwe zdania zaczynają wędrówkę do mediów, książek, stron internetowych, a nawet na bilbordy. O ileż łatwiej byłoby obdarować Thomasa Robba zasłużoną krytyką, gdyby przedstawiał swoje myśli w klarowny, nieskomplikowany sposób. Jednak posługując się metaforami i szczycąc własnymi korzeniami, nietrudna do odczytania dyskryminacja rasowa znajduje się pod pewną warstwą, przez którą trzeba się przebić.

Wiele opowieści wychodzących z ust członków Klanu oparte jest na prywatnych doświadczeniach. Niektórzy dodają do nich różnych urozmaiceń, aby mocniej zaakcentować puentę, lecz zdecydowana większość stroni od kłamstwa. Brian, pochodzący z miejscowości położonej tuż nad rzeką Missisipi, niechętnie wspomina o tym, co przeżył w szkole. Przyszło mu żyć w miejscu, gdzie to właśnie biali stanowili mniejszość. Myśląc o szkole, przypomina sobie przezwiska, szyderstwa i poniżanie w swoim kierunku. Podkreśla, że poziom każdej z klas był karygodny. Przyznaje, że na boisku sytuacja wyglądała całkiem przyzwoicie, ale przy podręcznikach – odwrotnie. Z biegiem czasu miasteczko przyjmowało coraz więcej czarnych mieszkańców. Średnia ich wieku była zdecydowanie niższa niż średnia wieku ludzi białych w okolicy. Zaczęła panować kompletnie inna atmosfera. Pojawiło się więcej włamań i kradzieży. Wszędzie dano się dostrzec niemą wrogość, nawet w kierunku kobiet i dzieci. Wkrótce przestała być ona niema. W Osceoli zrobiło się niebezpiecznie. Brian poczuł potrzebę prędkiej przeprowadzki. I nie on jedyny. Dołączenie do Ku Klux Klanu stało się dla niego wręcz naturalnym wyborem.

„Kryminolodzy i socjologowie zgadzają się, że przyczyn tego, że czarni w USA częściej są na bakier z prawem, nie należy szukać w biologii. Kłania się dwieście lat niewolnictwa, nieprawidłowo przeprowadzana abolicja oraz system wynajmowania więźniów w leasing, który był niczym innym jak przedłużeniem niewolnictwa” – pisze Katarzyna Surmiak-Domańska. Diametralnie wychodząc spoza swojej strefy komfortu, postawiła się w roli członkini Krajowego Zjazdu Partii Rycerzy KKK z Arkansas. Wnikliwie przypatrując się tutejszym zwyczajom oraz przeprowadzając liczne rozmowy, miała okazję poznać perspektywę Klansmenów. Niejednokrotnie wsadzała kij w mrowisko, zadając niewygodne pytania. Docierała do wysoko postawionych ludzi, ale tak naprawdę wysłuchiwała każdej osoby, która była w stanie poświęcić jej czas. Ku Klux Klan dostarczył jej tonę materiału układającego się w jednolity obraz Pasa Biblijnego – miejsca, gdzie powstał Klan ponad sto pięćdziesiąt lat temu. Miejsca, gdzie – według pewnej grupy – mieszka miłość.

„Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość” nie jest pozycją przedstawiającą rasistowską partię od najciemniejszej strony. Katarzyna Surmiak-Domańska ukazała w swojej książce dwie strony medalu. Oczywiście nie pochwala jakiejkolwiek dyskryminacji oraz przemocy – mam nadzieję, że jest to jasne. Reporterce poniekąd udało się uchwycić pewien szereg zachowań, którym oddaje się człowiek pełen lęku, gniewu, poczucia niesprawiedliwości oraz poddany technikom manipulacji. Bo musicie wiedzieć, że oddziały Ku Klux Klanu doskonale wiedzą, w jaki sposób przyciągnąć do siebie nowe osoby i rozpalić ich rasistowskie serca. Jestem przekonana, że lektura „Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość” otworzy w Waszych głowach nowy tor myślenia, podobnie, jak zrobiła to ze mną. Z pewnością nie raz podniesie Wam ciśnienie, zaniepokoi lub zasmuci, ale czy to właśnie nie na tym polega moc dobrego reportażu?

Tytuł – Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość
Tekst – Katarzyna Surmiak-Domańska
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec, 2015