Czytelnicy poznali go w 1943 roku. Do dnia dzisiejszego jego słowa cytuje cały świat. Jest bohaterem jednej z najpiękniejszych książek na świecie. Wpada w serca wszystkich, którzy po niego sięgnęli. Cały czas pozostaje zagadką, skrywa w sobie tajemnicę. Cały czas wzrusza, niekiedy nawet i do łez. Już wiecie, kto kryje się za tymi wszystkimi słowami? Jestem pewna, że tak, ale na wszelki wypadek napiszę. Oczywiście jest to niezastąpiony Mały Książę!
Pustynia, brak cywilizacji. Akurat w tym miejscu musiała nastąpić awaria silnika pewnego samolotu. Sytuacja wyglądała bardzo poważnie. Pilot leciał samotnie, bez innych pasażerów. Pot spływał po policzkach cichutko spadając na parzący piasek. Wody także już brakowała, każda kropla była na wagę złota. Mężczyzna spodziewał się już tylko jednego. Nadzieja gasła już z każdą sekundą. Nagle przed jego oczami pojawił się owinięty w żółty szalik chłopiec ze złotymi włosami. Czar zauroczenia nagle pojawił się w sercu mężczyzny.
Mały chłopiec nie wyglądał wcale na zmęczonego, wręcz przeciwnie. A przecież jak to możliwe, że dziecko nagle znalazło się w samym środku przeogromnej pustyni?! To pytanie dręczyło pilota. Mimo tego, nie zadał go. Za to chłopiec owszem, zadał pytanie. Można powiedzieć, że było ona strzelone ni z gruchy ni z pietruchy. Z jabłka i marchewki również nie. To zdanie zna cały świat. Zapadło ono w pamięci chyba wszystkim czytelnikom. „Proszę Cię… narysuj mi baranka”…
Wszyscy znają również odpowiedź pilota na tę prośbę. Nie jest tajemnicą to, że rysowanie nie szło mu najlepiej. Czynność tę porzucił w wieku sześciu lat, zniechęcony przez dorosłych. Wtedy zauroczony właściwościami ołówka i kredek, narysował boa, który zjadł słonia. Pełen dumy, poszedł pokazał go dorosłym. A oni, z lekceważącym spojrzeniem, od razu stwierdzili, że to kapelusz. Nasz bohater wrócił do swojego pokoju i dorysował w brzuchu węża słonia. Ale dorośli i tak byli niezadowoleni. Uważali, że to strata czasu. Potem chłopiec, a później mężczyzna, nie sięgnął już po kredki.
Dobrze, wróćmy do baranka. Pilot nie odmówił chłopcu tej prośby. Były trzy próby, każda z nich niezbyt udana. Najlepsza okazała się opcja czwarta – baranek zamknięty w skrzynce. Teraz przynajmniej nie mógł uciec. Chłopiec, nazwany później przez mężczyznę Małym Księciem, cieszył się przeogromnie. Nasz Książę miał niebywałą wyobraźnię. Opowiadał, jak baranek kładzie się spać, czy jest głodny i zadowolony ze swojego malutkiego mieszkanka.
Pilot wciąż nie wiedział, w jaki sposób Mały Książę znalazł się na pustyni. Teraz zepsuty silnik zszedł na drugi plan. Najpierw chciał odkryć tajemnicę złotowłosego chłopca. Wiedział już, że przybył z bardzo odległej, aczkolwiek straszliwie niewielkiej, planety. Były na niej trzy wulkany, z czego dwa to wulkany nieczynne. Znajdowały się tam także baobaby, które wciąż sprawiały ogromne kłopoty. Trzeba było je wycinać codziennie, aby nie porosły całej planety. I najważniejsze. Pamiętacie Różę, prawda? To kwiat, który Mały Książę kochał miłością nieziemską. Róża także go kochała, ale nie okazywała tej miłości. Wydawałoby się, że ona wciąż narzekała i oczekiwała spełnienia wielu próśb. Chłopiec ją szanował, ale ona niego – już niekoniecznie.
W końcu Mały Książę postanawia opuścić swoją przytulną planetę. Starannie wyczyścił wszystkie wulkany, przyciął baobaby z wielką dokładnością i porządnie podlał Różę. Dumny z decyzji, którą podjął, był gotowy do podróży. A właśnie w tym momencie dowiedział się, że Róża naprawdę go kochała. Nigdy mu tego nie powiedziała. Ta wiadomość troszkę skomplikowała sytuację. Mały Książę nie spodziewał się takiej reakcji swojego kwiatu na wyjazd. Ale wszystko było już ustalone, to nie czas na troski.
Podczas swojej podróży, chłopiec odwiedził wiele planet. Pierwsza z nich była zamieszkana przez pewnego króla. Trudno powiedzieć, czym tak właściwie rządził. Na jego planecie nie było niczego ani nikogo oprócz niego. Na planecie numer dwa mieszkał pyszałek. Z wielkim uporem rozgłaszał, że wszyscy są jego wielbicielami i klaszczą na sam jego widok. Małemu Księciu trudno było w to uwierzyć. Ale nie powiedział nic złego, powędrował tylko na następną planetę. Spotkał tam człowieka, który pił. Pił, aby zapomnieć o tym, że się wstydzi, że pije. To tylko upewniło naszego bohatera w przekonaniu, że niektórzy dorośli naprawdę stracili rozum.
Tak, jak już wspomniałam, „Mały Książę” zagościł w sercu chyba każdego z Was. Byłoby znakomicie, aby zapadł w pamięci także Waszym dzieciom. Niech i one poznają złotowłosego chłopca, Różę i lisa, który także odgrywa przecież niezwykle istotną rolę. Podsuńcie im pozycję o przyjaźni, wdzięczności, o bardzo ważnym i potrzebnym głosie najmłodszych oraz o życiu dorosłych i jego niespodziankach. Jestem przekonana, że tak jak ja, połkną haczyk i dadzą się wciągnąć. A jeśli chodzi o to tegoroczne wydanie z ilustracjami Pawła Pawlaka, to mam stuprocentową pewność!
Tak, tak, tak! „Małego Księcia” Antoine de Saint-Exupér’iego zilustrował Paweł Pawlak. Kiedy tylko dotarła do mnie ta wiadomość, niezmiernie się ucieszyłam. Nietrudno było zgadnąć, że pan Paweł poradzi sobie z tym zadaniem znakomicie. Oczywiście pan Paweł idealnie oddał emocje towarzyszące lekturze swoją charakterystyczną kreską. Ja zakochałam się w rysunku naszego bohatera i lisa! On, zresztą jak wiele innych ilustracji, wzrusza przeogromnie.
Nowe wydanie jest idealną okazją, aby odświeżyć słowa Małego Księcia w swojej pamięci. Oczy na tym również skorzystają.