Z pewnością pamiętacie swoją przygodę z nocnikiem. W mojej głowie pojawiają się teraz obrazy małej, nieznośnej Mai, siedzącej na nocniku, której rodzice czytają książeczki. Tak właśnie było. Jednak, gdy rodzice nie byli obecni w domu, z dziecięcą ciekawością zaglądałam do mojego nocnika i z uwagą przyglądałam się jego zawartości. Ponoć zdarzało mi się nawet zanurzyć w nim paluszki… Ale wczoraj dowiedziałam się, że ludzie w prehistorii, starożytności, średniowieczu oraz nowożytności mieli o wiele bardziej cuchnące i wstydliwe wspomnienia związane z odchodami.
Wiecie, że na samym początku ludzkości, ludzie zmuszeni byli podcierać się rękami?! Gdy tylko o tym myślę, przechodzi po mnie dreszcz obrzydzenia. Lecz z biegiem czasu było coraz lepiej. Już w 2500 roku p.n.e. egipskie piramidy zostały wyposażone w toalety! Zdradzę Wam teraz ciekawostkę na temat chińskiego cesarza z dynastii Han. Cesarz ten został zakopany ze swoim cennym kamiennym sedesem! Była to toaleta bardzo podobna do tych współczesnych. Różniło ją to, że wykonana została z kamienia. Można było w niej siedzieć, jak w fotelu! Wynalazcy stwierdzili, że był to sedes wygodniejszy nawet od tych dzisiejszych.
Przeskoczmy teraz do średniowiecza. Trzeba przyznać, że miasta w średniowieczu wyglądały jeszcze gorzej niż sfatygowana książka z pozaginanymi rogami i obdartą okładką! Mieszkańcy wyrzucali swoje odchody przez okno, na ulicę. Wyobraźcie sobie teraz, że idziecie sobie spacerkiem, a tu nagle bach! Coś spada Wam na głowę. Dotykacie i swoich włosów i dociera do Was, że macie na sobie… kupę. Ble! Ujawnię Wam jeszcze jedną bardzo ciekawą anegdotkę. Otóż w „średniowiecznych twierdzach wykorzystywano fekalia do obrony zamków – wylewano je na głowy szturmującego wroga. Jak się zapewne domyślacie, tej amunicji nigdy nie brakowało”!
Przenieśmy się do nowożytności. Trzeba przyznać, że damy miały wtedy o wiele wygodniejsze oraz komfortowe życie aniżeli dżentelmeni. Pozwolę sobie zacytować pewien fragmencik napisany w zabawny sposób. Kobiety dużo łatwiej i dyskretniej załatwiały swoje potrzeby fizjologiczne. „Wszak pod potężnym stelażem, na którym rozpięte były ich suknie, nie nosiły bielizny. Wystarczyło więc tylko na chwilę przystanąć… Mężczyźni musieli podejmować trud zdejmowania spodni”.
No dobrze, zdradziłam Wam kilka anegdotek, tak na zachętę. W „Metryce nocnika” jest ich naprawdę sporo! Warto wspomnieć, że cała książka napisana jest w arcyśmieszny sposób. Tę książkę po prostu pochłaniamy – zapominamy o czasie, jedzeniu, piciu i nawet o… o „tym” też! Właśnie tak piszą mistrzowie słowa. W ich gronie znajduje się również Iwona Wierzba, autorka opisywanej książki oraz właścicielka Wydawnictwa Albus.
Nocnik zazwyczaj kojarzy nam się z odchodami, czymś intymnym i wstydliwym. Mogę Was zapewnić, że po tej lekturze słowo nocnik będzie spajać się w Waszej głowie z Leonardem da Vincim, zamkami, wędrownymi słupkami, damami w ogromnych sukniach oraz sosjerkami. Pytacie dlaczego? O tym przekonacie się sami sięgając po „Metrykę nocnika”!
Książkę tę w wyjątkowy, ale typowy dla siebie sposób, zilustrowała Marianna Sztyma! Trzeba przyznać, że Pani Marianna wykonała kawał dobrej roboty. Należą się jej głośne brawa! Te ilustracje pełne humoru, dialogów i detali zauroczą każdego, bez wyjątku!
Należy także zaznaczyć, że na obwolucie książki znajduje się gra planszowa. Dzięki niej utrwalimy sobie wiadomości o nocniku. Miłego czytania oraz grania!