dzieci

Nikifor – czyli obrazy głośniejsze niż słowa

Udostępnij:

Naiwność raczej nie znajduje się w pakiecie cech pożądanych. W niektórych znaczeniach może być używana synonimicznie do słów takich, jak łatwowierność, infantylność, czy też dziecinność. Przychodząc na świat, jesteśmy istotami naiwnymi. Gorączkowo wyczekujemy spotkania ze Świętym Mikołajem, przykrywamy pluszaki kołdrą, by w nocy nie zmarzły i zastanawiamy się, jak to możliwe, że rodzice znają odpowiedź na absolutnie każde pytanie. Z biegiem czasu okazuje się, że to nie starszy pan z siwą brodą jest odpowiedzialny za nasze grudniowe prezenty, miękkie przytulanki skrywają w swoim wnętrzu jedynie syntetyczne wypełnienie, a dorośli wcale nie posiedli całkowitej wiedzy. Dodatkowo powoli – i czasem jakże boleśnie – przekonujemy się, że otaczający nas świat nie jest skonstruowany w sposób sprawiedliwy i bezproblemowy. Jednak istnieją osoby, których serce jest wypełnione nadzieją i dobrem do tego stopnia, że postrzegają rzeczywistość praktycznie bez skaz, a zauważane przez nich piękno, łagodność i uczciwość motywuje je do działania. Jedną z takich osób był Nikifor.

Mówi się o nim jako o przedstawicielu sztuki naiwnej. Łemkowskim pionierze, samouku, artyście. Człowieku, któremu do pełni szczęścia potrzebne były jedynie farby. Chociaż tak naprawdę bardziej pasowałoby tutaj słowo „farbki”. Nikifor nie potrafił przystosować się do świata wokół niego, więc wymalował swój własny. Inspirowany krynickimi widokami oraz architekturą, starał się oddać ducha jego miasta rodzinnego, wprowadzając przy tym drobne poprawki i ulepszenia. Tworzył sercem. Bez kalkulowania, mierzenia, czy też nadmiernego rozmyślania. Przez formę swojej niepełnosprawności nie był w stanie komunikować się z innymi za pomocą słów. Szybko stwierdzono, że nie da rady wpasować się w system edukacji, więc nie ukończył nawet szkoły podstawowej. Zdążył jedynie posiąść umiejętność liczenia na palcach, a dodatkowo znał parę liter. Jednak niewiele czasu zajęło Nikiforowi odkrycie, że może posługiwać się językiem sztuki. Od tamtej pory wędrował po Krynicy i malował to, co przykuwało jego uwagę. Podczas swoich spacerów z akwarelami pod pachą bardzo często trafiał do krynickiej cerkwi. Święte miejsce dawało mu poczucie bezpieczeństwa i stanowiło bezgraniczne źródło inspiracji.

Nietrudno wysnuć wnioski, że Nikifor musiał stawiać czoła wielu nieprzyjemnym sytuacjom. Dodatkowo malarzowi przyszło żyć w czasach niezwykle niesprzyjających łemkowskiej społeczności. Chciano się go pozbyć z Krynicy aż trzykrotnie w ramach akcji „Wisła”, mającej na celu przesiedlanie Łemków. Co prawda funkcjonariuszom udało się wywieźć Nikifora tylko dwa razy, ponieważ trzecia próba okazała się fiaskiem, jednak dwie poprzednie również nie ukończyły się pomyślnie dla władzy. Nikifor zawsze odnajdywał drogę do domu. Podróże z deportacji sprawiały mu niemało kłopotu, tym bardziej, że odczytywanie map, czy też nawet nazw mijanych miejscowości, wykraczało poza jego umiejętności. Jego upór przejawiał się nie tylko w wyczerpujących powrotach do miejsca zamieszkania. Ta cecha charakteru Nikifora całkowicie zawładnęła jego życiem i była widoczna na każdej płaszczyźnie. Nie mamy pewności, jakie dokładnie myśli kiełkowały i kłębiły się w głowie artysty, ale możemy zaryzykować stwierdzenie, że porażki nie podcinały mu skrzydeł. Wiele osób o zdecydowanie mniej wytrwałej naturze rzuciłoby farby w kąt i kompletnie zaprzestało wszelkich artystycznych działań. Lecz słowa „Nikifor” i „rezygnacja” nie szły ze sobą w parze.

Ukochana przez malarza Krynica-Zdrój z początku nie traktowała go zbyt łaskawie. Dzięki badaniom wykazującym uzdrawiające właściwości lokalnej wody oraz górskiego powietrza, miasto rozrastało się w błyskawicznym tempie. A co za tym idzie, przybywało coraz więcej ludzi – zarówno mieszkańców, jak i turystów. Budowano sanatoria, hotele, domy prywatne oraz wille. Nikifor uważnie przyglądał się coraz to nowym zmianom, jednak nie wpływały one na jego wypracowaną rutynę. Wstawał razem ze świtem, zakładał na siebie najbardziej eleganckie części garderoby, jakie posiadał, pakował do niewielkich rozmiarów walizki swoje gotowe prace, tekturki oraz pędzle i farby. Po spacerze z przystankami w postaci prób sprzedaży swoich obrazków kuracjuszom, zasiadał na murku i przystępował do malowania. Nie przeszkadzała mu odstraszająca pogoda, zmęczenie, doskwierająca choroba, czy też niesympatyczni przechodnie. A takich spotykał niestety całkiem sporo. Bez skrupułów drwili z jego malarstwa, lekceważyli wszelkie starania nawiązania kontaktu i traktowali go jako krynicką atrakcję. Zapewne nie przeszło im przez myśl, że za jakiś czas prace leżące na ziemi zawisną w muzeach oraz galeriach.

W jaki sposób Nikifor radził sobie z szydzeniem i wyśmiewaniem? Otuchy i siły niewątpliwie dodawały mu wizyty w cerkwi. Jako osoba głęboko wierząca, odwiedzał to miejsce codziennie. Miało ono dla malarza wartość nie tylko duchową, ale także estetyczną. Podziwiał malowidła, bogate zdobienia, a wizerunki świętych często umieszczał na swoich obrazkach. Stworzył nawet własny modlitewnik, w którym obce mu słowa zastąpił starannie wykonanymi ilustracjami. Ze względu na swoją niepełnosprawność, Nikifor był człowiekiem niezrozumianym. Został dostrzeżony dopiero w ostatnich latach swojego życia, a największą sławę na arenie międzynarodowej zdobył po śmierci. Pasjonaci sztuki zainteresowali się zarówno jego obrazkami, jak i przykrym oraz poruszającym losem. Zwrócono uwagę na niesamowicie dobre serce Nikifora, nigdy nieleczoną chorobę, przerażającą biedę, w jakiej przyszło mu żyć oraz olbrzymią pasję do tworzenia. Wiele osób urzekła wręcz urocza naiwność malarza, jego spojrzenie na świat i ogromnego kalibru siła. Maria Strzelecka, autorka książki „Nikifor” wydanej przez Wydawnictwo Libra, została absolutnie oczarowana postacią łemkowskiego artysty. Miałam przyjemność poznać Marię podczas ubiegłorocznej edycji Festiwalu Conrada i przeprowadzić z nią wywiad, dlatego pozwolę sobie na zacytowanie fragmentu mojego październikowego tekstu:

„Bohaterem zupełnie niefikcyjnym, którego ilustratorka postanowiła przenieść na papier w jednej ze swoich książek, jest łemkowski malarz Nikifor. Łączą mnie z tą postacią moje osobiste, ciepłe wspomnienia, ponieważ tata zachęcał mnie do zapoznania się z jego twórczością poprzez biograficzny film oraz oczywiście tytuł Marii Strzeleckiej. Autorka po raz pierwszy zobaczyła pełnowymiarowy wydruk zdjęcia Nikifora w krynickim muzeum. Stanęła z nim twarzą w twarz, rozkoszując się jego łagodnym uśmiechem i przenikliwym spojrzeniem. Kiedy wydawca zaproponował jej pracę nad książką o nim, wiedziała, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Później, podczas porządnego sprzątania domu swojego teścia, aby przyjąć w nim rodziny z Ukrainy, natrafiła na dwa prawdziwe, oryginalne obrazy Nikifora. Jako osoba po konserwacji, czuła się upoważniona do zdjęcia ramek i ochronnego szkła. W pewnym sensie miała nawet kontakt z DNA malarza, bo był on znany ze ślinienia pędzla przy malowaniu podczas rozcieńczania farby. Po przetłumaczeniu „Nikifora” na język koreański zrozumiała, że przeżycia polskiego artysty poruszyły większą ilością serc, niż mogłaby się tego spodziewać”.

Nie sposób nie odczuć wrażliwości oraz ciepła, jakim autorka darzy swojego bohatera. Dodatkowo sięgając po „Nikifora”, możemy dowiedzieć się nieco więcej na temat historii Krynicy oraz łemkowskich korzeni. Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o przepięknej oprawie graficznej. Maria Strzelecka znakomicie połączyła własne ilustracje przeplatające się z tekstem oraz obrazkami malarza, które możemy zobaczyć w książce. Każda z rozkładówek stanowi ucztę dla naszych oczu, jednak znając dorobek artystki, nie jest to dla mnie zaskoczeniem. Bardzo cieszę się, że wróciłam do „Nikifora” po trzech latach od premiery, tym razem decydując się poświęcić mu nieco więcej czasu. I chociaż książka kierowana jest do młodszych czytelników, gorąco polecam ją osobom w każdym wieku. Dodam, że po lekturze rekomendowana jest wizyta w Willi „Romanówka” w Krynicy-Zdroju, gdzie znajduje się Muzeum Nikifora. Bez dwóch zdań warto zaznajomić się z twórczością polskiego malarza, pełnego nadziei i łagodności, który tworzył sercem, pragnąc, by jego prace niosły dobro.

Tytuł – Nikifor
Tekst i ilustracje – Maria Strzelecka
Wydawnictwo Libra PL, Rzeszów, 2022