dorośli

Nomadland – czyli drogami losu

Udostępnij:

Dom. Nasza ukochana przestrzeń. Miejsce, w którym czujemy się przyjemnie, a przede wszystkim bezpiecznie. Myśląc o domu, zapewne wyobrażamy sobie nasze zamykane na klucz cztery ściany. Sądzę, że zgodzicie się ze stwierdzeniem, że domu nie tworzy budynek, lecz atmosfera, która w nim panuje. Na własnej skórze przekonali się o tym nomadowie. Niektórzy mówią, że to ludzie bezdomni. Ale to nieprawda, bo przecież mają dach nad głową. Są po prostu bezmiejscowi. Różne życiowe sytuacje zmusiły ich do tego, aby przeprowadzili się do „nieruchomości na kółkach” – kamperów, busów, sedanów, przyczep kempingowych, pikapów i starych szkolnych autobusów. Nomadowie wiodą życie zupełnie odmienne od naszego. Mierzą się z zupełnie odmiennymi problemami. Bardzo często są spychani na margines społeczny, jednak niezbyt się tym przejmują. Dyskryminację rekompensuje im poczucie bezgranicznej wolności.

 

Linda May niespodziewanie została bez pracy i miejsca zamieszkania. Mimo swoich wszechstronnych zdolności i niemałego doświadczenia w branży budowlanej, rynek pracy nie stał otworem dla sześćdziesięciolatki. Niestety, Linda wylądowała na kanapie u córki. Bardzo kochała swoją rodzinę i uwielbiała spędzać czas z wnukami, jednak pragnęła być królową własnej przestrzeni. Od dawna marzyła o życiu w drodze. Chciała również spróbować swoich sił w pracy na kempingu. Stwierdziła, że te pomysły da się połączyć. W internecie znalazła sporo informacji na temat nomadów. Wyczytała, że niektórzy potrafią przetrwać cały miesiąc za jedyne pięćset dolarów. Linda nie należała do osób bogatych, więc ta wiadomość jeszcze bardziej zachęciła ją do wędrówki na czterech kołach. Jeszcze wtedy nie wiedziała, że już kilka miesięcy później będzie sunęła swoją Dziuplą po amerykańskich ulicach w kierunku kempingu.

Przyszła nomadka włożyła całe serce w to, aby Dziupla była odpowiednio wyposażona. W końcu to jej nowy mobilny dom! Mała przyczepa wymagała lekkiego remontu, dlatego Linda poświęcała praktycznie każdą wolną chwilę na drobne naprawy. Usuwała plamy rdzy, naprawiała prysznic, urządzała sobie mały kącik jadalny oraz legowisko. Łóżko było na tyle duże, aby mogła na nim spać także suczka Lindy – Coco. W niewielkim sklepie zaopatrzyła się w zapasy jedzenia, które powinny wystarczyć na siedem dni. „Dlaczego akurat na tydzień?” – możecie zapytać. Dlatego, że właśnie wtedy miał dotrzeć do Lindy czek z Social Security, amerykańskiego programu federalnego. Biały jeep Lindy pojawił się na polu kempingowym o szóstej po południu. Kobieta wysiadła ze swojej Dziupli i odetchnęła rześkim powietrzem. Widok jej nowego miejsca pracy napajał ją ciekawością i powodował, że kąciki ust Lindy przemieszczały się ku górze. Jednak był jeszcze jeden powód jej szczęścia. Otóż nie mogła się doczekać, kiedy w końcu zobaczy swoją przyjaciółkę.

 

Silvianne kupiła swojego forda w niezbyt dobrym stanie. Popękane przewody hydrauliczne, zużyte opony, zepsute hamulce oraz zgrzytanie dochodzące z rozrusznika raczej nie były zwiastunem bezpiecznej podróży. Ale Silvianne – mimo swojego nie najmłodszego wieku – stawiła czoła tym problemom. Wkrótce jej nowy mobilny dom nie tylko nadawał się do zamieszkania i przemieszczania się, ale również niezwykle szykownie się prezentował. Wewnątrz świeciły liczne lampki choinkowe, wisiały bajecznie kolorowe apaszki i w każdym kącie leżały haftowane poduszki. Przed wyjazdem do swojej „kempingowej” pracy Silvianne napotkała na swojej drodze mnóstwo trudności. Ukradziono jej samochód, złamała nadgarstek, a gdyby tego było mało – za nic w świecie nie mogła sprzedać swojego mieszkania w Nowym Meksyku. Na całe szczęście już jakiś czas później kobieta pędziła na pole kempingowe, nucąc przy tym wymyśloną przez siebie piosenkę, którą nazwała hymnem nomadów. Była radosna, że już wkrótce spotka się ze swoją przyjaciółką.

 

Bob Wells stał się „koczownikiem” dwadzieścia lat temu. Miał wówczas dwóch synów, niezwykle ciężki rozwód po trzynastu latach małżeństwa i trzydzieści tysięcy długu na kartach kredytowych. No musicie przyznać, że sytuacja nie za ciekawa. Bob zamieszkał w Wasilli na paru hektarach ziemi, którą kilka lat temu kupił z zamiarem wybudowania domu. Rozbił w tamtym miejscu namiot pełniący funkcję miejsca do spania. Codziennie pojawiał się w pracy oddalonej o osiemdziesiąt kilometrów. Zmęczony dojazdami, stwierdził, że przeprowadzi pewien eksperyment. Aby zaoszczędzić na benzynie, zostawał w mieście od poniedziałku do piątku i spędzał noce w swoim pikapie z zabudowaną paką, natomiast pod namiot wracał w weekendy. Po dłuższym czasie funkcjonowania w ten sposób, Bob postanowił odmienić swoje życie. Nie dość, że na stałe zadomowił się w świeżo zakupionej ciężarówce, to założył najbardziej poczytnego bloga wśród nomadów – CheapRVLiving, a na dodatek stał się organizatorem najpopularniejszego zjazdu wszystkich ludzi żyjących „na kółkach”. Stworzył Rubber Tramp Rendezvous, wydarzenie, na które co roku przyjeżdżało niekiedy kilkaset, a niekiedy kilka tysięcy nomadów. I tak właśnie powstała jedna wielka rodzina.

Swankie Wheels przeprowadziła się do busa w wieku sześćdziesięciu czterech lat. Nie było jej wówczas stać na wynajem porządnego mieszkania, jednak nie narzekała na nowy styl życia. W końcu mogła spełnić swoje ogromne marzenie, jakim było przepłynięcie żółtym kajakiem przez wszystkie pięćdziesiąt stanów. Susan, emerytowana nauczycielka matematyki, zainspirowana blogiem Tiogi George’a, również postanowiła wyruszyć w drogę. Co więcej, Sue także założyła swojego bloga. Publikowała na nim codzienne raporty z podróży i opisywała przeżyte przygody. Stała się dobrą wróżką wielu nomadów. Dzięki niej dziesiątki (a może i setki?) osób porzuciło swoje cztery ściany i siadło za kierownicą kamperów. Jak możecie się domyślać, dojrzewanie do tak drastycznej decyzji nie wszystkim przychodziło łatwo. Na przykład Ash i Jen – walczące z epizodami depresji i brakiem pracy – nie od początku były przekonane do koczowniczej odysei na kółkach. Obydwie przeczesywały internet szukając pomysłów na alternatywny, niedrogi tryb życia. Właśnie tak trafiły na bloga wspomnianego już Boba Wellsa. Czytając jego posty, z czasem przekonały się do dołączenia do nomadowej rodziny.

 

Wiecie, co łączy Lindę, Silviannę, Boba, Swankie, Sue oraz Ash i Jen? Nie tylko to, że są bezmiejscowi. Otóż wszyscy z nich przez pewien czas pracowali dla Amazona. Magazyny Amazona już od lat zmagały się z niedoborem pracowników w okresie przedświątecznym. Firma próbowała różnych sposobów. Niekiedy nawet dowoziła ludzi z miejsc oddalonych o trzy, cztery, a nawet pięć godzin jazdy. W dwa tysiące ósmym roku sprowadziła do jednego magazynu grupę kamperowców. Zadowolony z efektów Amazon rozsławił wśród nomadów swój projekt i nadał mu nazwę CamperForce. Zatrudnienie workamperów dla firmy szukającej sezonowych pracowników to szczyt wygody. Pojawiają się tam, gdzie są potrzebni, zabierają ze sobą cały swój dobytek i na dodatek nie mają wysokich wymagań. Nomadów, którzy ani razu nie pracowali dla Amazona, można szukać ze świecą. Powracają tam praktycznie co roku, mimo okropnych warunków. Codzienna ciężka, fizyczna praca po dwanaście godzin to nie lada wyczyn. A muszę też zaznaczyć, że do CamperForce zgłaszają się głównie emeryci. Praktycznie każdy z nich wychodzi z magazynu cały obolały i pierwsze, co robi, to spożycie kilku tabletek przeciwbólowych. Podobnie jest zresztą z sezonowymi zbiorami buraka cukrowego. Jeśli wasz cukier pochodzi z Ameryki, najprawdopodobniej zajmowali się nim właśnie nomadowie.

Amerykański kryzys pod koniec drugiej dekady dwutysięcznego roku zmusił wiele osób do zmiany ich dotychczasowego życia. Niektórzy wsiedli do kamperów, ponieważ nie mieli innego wyjścia, a niektórzy zrobili to z wielką radością i ciekawością. Jessica Bruder nie tylko uważnie przyglądała się temu zjawisku, ale także poniekąd stała się jego częścią. Przez kilka lat jeździła śladami wozu Lindy May oraz innych podróżników. Co więcej, autorka książki „Nomadland. W drodze za pracą” również kupiła kampera, brała udział w Rubber Tramp Rendezvous, zatrudniła się w magazynie Amazona i zgłosiła się do zbiorów buraka cukrowego. Zaprzyjaźniła się z wieloma nomadami, chociaż na początku nie każdy reagował ochoczo na spotkania z dziennikarką. Pozycja „Nomadland. W drodze za pracą” – w tłumaczeniu Martyny Tomczak – przedstawia ludzi bezmiejscowych w zupełnie inny sposób, niż moglibyśmy się tego spodziewać. Wiedziałam, że istnieją osoby mieszkające w domach na czterech kółkach, ale nigdy nie zastanawiałam się nad tym, jaki jest ich los i z jakimi mierzą się trudnościami. Mam ogromną nadzieję, że ten znakomity reportaż Jessiki Bruder trafi w ręce każdego czytelnika. Jestem stuprocentowo pewna, że pokochacie Lindę i jej cała kamperową rodzinę.

Tytuł – Nomadland. W drodze za pracą

Tekst i fotografie – Jessica Bruder

Przekład – Martyna Tomczak

Wydawnictwo Czarne, Wołowiec, 2020