Na pewno zdążyliście zauważyć, że coraz częściej mówi się o relacjach z ciałem. Wiele osób dzieli się swoimi historiami, mając nadzieję, że komuś one pomogą bądź otworzą oczy. Głos osób zmagających się z zaburzeniami odżywiania jest w tej kwestii szczególnie ważny. Doskonale pamiętam lekcję biologii w podstawówce, podczas której pani poświęciła kilkanaście minut, aby wyjaśnić, czym są bulimia oraz anoreksja. Pamiętam również, gdy na języku polskim czytaliśmy tekst o nastolatce, która zmarła w szpitalu przez wciąż powracającą anoreksję. Jeden z chłopaków z mojej klasy powiedział, że lepiej w tę stronę, niż gdyby „gruba miała żyć”. To było dla mnie naprawdę dużo. Zarówno opowiadanie z podręcznika, jak i tekst kolegi. Od tamtej pory żyłam ze świadomością, że zaburzenia odżywiania są praktycznie równoznaczne ze śmiercią. Kiedy nieco podrosłam, wiedziałam, że to kłamstwo i byłam absolutnie wściekła, że włożono mi do głowy nieprawdę.
Bulimia to choroba niezrozumiana. Uważana jest za bardzo obrzydliwą. Wiele osób – słysząc o niej – myśli: „Fuj, jak tak można!”. Kiedy Natalia była dzieckiem, najprawdopodobniej nie sądziła, że dotknie ją bulimia. Była dziewczynką, która przez niemal wszystkie ciotki i babcie nazwałyby „chudzielcem” i „patyczakiem”. Obiady u dziadka były dla niej torturą. Tym bardziej, że od mięsa zdecydowanie bardziej wolała ziemniaki. Od uroczystych posiłków u dziadka Zdzisia próbowała wymigać się dwa razy. Pierwszy raz, wkładając na moment termometr do herbaty. Temperatura 37,7 przekonała rodziców do zostania w domu. Potem Natalia postanowiła spróbować innej metody. Ogłosiła, że ma zatrucie pokarmowe, jednak chwilę po tym rodzice przyłapali ją na podjadaniu czekolady. Ups, nie wyszło.
Słabość Natalii do słodyczy nie opuściła jej ani trochę. Odkąd sięga pamięcią, uwielbia ciasta. Zwłaszcza te czekoladowe. Do dziś bardzo je lubi, chociaż sama nie odważyłaby się rozpuścić czekolady w rondelku. Dlaczego? No dobrze, zacznijmy od początku. Jak już zapewne się domyślacie, relacja Natalii z jej ciałem nie należała do najłatwiejszych. O tym, że jest z nim coś „nie w porządku”, dowiedziała się w gimnazjum katolickim. Każdy odsłonięty fragment jej ciała był grzechem. Co więcej, swobodnie opadające kosmyki włosów także mogły kusić chłopców, dlatego w szkole – gdziekolwiek się nie spojrzało – widoczne były warkocze i koki. O odkrytych kostkach nawet nie było mowy. Z początku Natalia myślała, że tak właśnie wyglądają niepisane zasady tego świata. Do momentu poznania Karoli.
Karola była dziewczyną nazywaną przez wszystkich „niezłym ziółkiem”. To właśnie od niej Natalia usłyszała pierwsze przekleństwo z ust dziewczyny. Karola zupełnie nie przejmowała się zasadami. Zarówno tymi dotyczącymi makijażu, porannych modlitw, jak zakazem uczęszczania do Klubu Majsterkowicza. Właśnie dzięki niej Natalia zobaczyła, że nie za wszystko trzeba przepraszać i nie zawsze trzeba zjadać najmniejszą porcję jedzenia. Jednak po raz pierwszy zobaczyła, jak wygląda samookaleczanie się. Nie do końca wiedziała, jak się wtedy zachowywać. Psycholożka ze szkoły mówiła, że to dość typowe dla osób, których rodzice są w trakcie rozwodu. A kilka lat później, gdy to Karola próbowała pomóc Natalii, ona zaczęła tworzyć autodestrukcyjny mur. Stopniowo stawał się coraz wyższy i dłuższy.
Natalia stała się prymuską w budowaniu murów. Nikt tak naprawdę nie znał jej w stu procentach. Mało kto wiedział o częstych wizytach w toalecie. Mało kto dopytywał o rosnący stos chusteczek przy talerzu. Mało kto okazywał się zrozumieniem. Natomiast wiele osób mówiło, że to obrzydlistwo i zastanawiało się, jak tak można żyć. Natalia nie wspominała o swoich niezawodnych sposobach na ułatwienie wymiotowania. A uwierzcie mi, była w tym specjalistką. Doskonale wiedziała, co zjeść oraz w jakiej kolejności, aby w jej brzuchu stworzyła się masa o idealnej konsystencji. Osoby bardziej spostrzegawcze z pewnością widziały zniszczone paznokcie, kruche włosy i matową cerę. Za to nie widziały krwawiącego przełyku, ogromnego bólu, a także chorób psychicznych spowodowanych bulimią.
„Oto ciało moje” to tekst, który możemy usłyszeć w kościele. Ciało w tym kontekście jest czymś wspaniałym, uwielbianym i jakże potrzebnym. Teraz Natalia potrafi stanąć nago przed lustrem i także pomyśleć o swoim ciele ciepło. Czy dałaby radę zrobić tak kilka lat temu? Pf, oczywiście, że nie. A czy udało jej się wyjść z bulimii? Hm, trudne pytanie. Najpierw zastanówmy się, czy odcięcie się od zaburzeń odżywiania jest w ogóle możliwe. Żyjemy w świecie pełnym pogardy oraz podwójnych standardów. Natalia nie stwierdziła pewnego dnia, że zachoruje na bulimię. Bulimia przyszła do niej przez wieloletnie komunikaty i przekonania z zewnątrz. Co gorsza, Natalia nie jest jedyna. W samej Polsce bulimia dotknęła kilkaset tysięcy Polek oraz Polaków.
Nazwisko Aleksandry Pakieły na pewno nie jest Wam obce. Ola prężnie działa na rynku książkowym nie od dziś. W końcu przyszedł czas, aby powstał jej debiut. Debiut, który wzbudził wiele emocji. Debiut, który – nie ukrywajmy – jest bardzo mocny. Nigdy nie zetknęłam się z tak szczerą opowieścią o zaburzeniach odżywiania. Książka „Oto ciało moje” została napisana w formie pamiętnika Natalii. Znajdziecie tam nie tylko opisy przeżyć głównej bohaterki, ale także jej rozpiski jedzeniowe, różnego rodzaju listy oraz fragmenty, które (ostrzegam!) nie będzie się Wam czytać łatwo. Jestem niezwykle wdzięczna Oli za tę pozycję. Już po pierwszych stronach czujemy, że nie mamy do czynienia z kłamstwami. Czujemy, że mamy do czynienia z bolesną prawdą.
Uwaga, teraz czas na szczęśliwe zakończenie! Jakiś czas temu miałam ogromną przyjemność (przedpremierowo!) porozmawiać z Aleksandrą Pakiełą o jej książce. Działo się to na internetowej scenie Staromiejskiego Domu Kultury podczas cyklu „debiuty” powstającym pod okiem Wojtka Szota. Jeśli braliście udział w spotkaniu – jest mi niezmiernie miło! Natomiast jeżeli nie, nic straconego! Gdy klikniecie tutaj, zobaczycie twarz Oli, Wojtka oraz moją, a po chwili będziecie mogli posłuchać Oli i nabrać stuprocentowej pewności, że warto sięgnąć sięgnąć po „Oto ciało moje”.