dzieci

Przygody wuja Leona na rumuńskich stepach – czyli o bohaterze bez muskułów

Udostępnij:

Kto nie przepadał za wysłuchiwaniem bajek i baśni w dzieciństwie, niech pierwszy rzuci kamieniem. Domyślam się, że jeśli stalibyśmy w tym momencie w wielkim okręgu, nie ujrzelibyśmy przed sobą absolutnie żadnego odłamka skalnego. Chyba każdy z nas z utęsknieniem i niecierpliwością czekał na moment dnia, w którym rodzice, dziadkowie, a niekiedy nianie i opiekunki, dzielili się z nami różnego rodzaju opowieściami. Niekiedy były one odczytywane z książek bądź komiksów. Czasami zostawały wydobywane z najgłębszych zakamarków wyobraźni lub pamięci. Mogły być to historie opowiadane z pokolenia na pokolenie, lecz z pewnością zdarzały się też takie wymyślane na poczekaniu. Przytuleni, opatuleni w ciepłą kołdrę, czy też wygodnie usadowieni na fotelu, z pełnym skupieniem na twarzy wsłuchiwaliśmy się w głos bliskich nam osób, zaspokajając przy tym naszą ciekawość oraz poczucie bezpieczeństwa. Zapewne bylibyśmy w stanie poświęcić naprawdę wiele, aby móc wrócić do tamtych chwil i z uczuciem wzruszenia oraz nostalgii poniekąd przytulić swoje wewnętrzne dziecko.


Wyczekiwanie umiłowanych bajek można porównać do gorączkowego spoglądania w okno, kiedy wiedzieliśmy, że odwiedzi nas jeden z ulubionych członków bądź przyjaciół rodziny. W niektórych przypadkach był to dziadek, a w innych kuzynka, czy też wujek. Jestem w stanie założyć się o naprawdę spore pieniądze, że wszyscy darzyliśmy tę jedną wybraną osobę nieproporcjonalnie dużą sympatią w stosunku do innych. Cieszyliśmy się jej obecnością, wspólnie spędzonym czasem i za nic w świecie nie chcieliśmy puścić jej dłoni, gdy nadchodził czas rozłąki. W oczach Adama, wuj Leon był prawdziwym bohaterem. I chociaż starszy brat chłopca – Kuba – nigdy nie wierzył w prawdziwość opowieści swojego wuja, a rodzice – Rafał i Róża – na jego widok oddychali z ulgą, wiedząc, że czeka ich chwilowy odpoczynek, Adam skakał z radości, spoglądając w kalendarz i widząc, że nadeszła środa. Środa, czyli dzień odwiedzin wuja.


W szkole podstawowej regularnie poddawane są ocenianiu nasze umiejętności pisania charakterystyki. Muszę przyznać, że raczej nie narzekałam na negatywne oceny z języka polskiego, a pomimo to napotkałam niemałe trudności podczas próby scharakteryzowania wuja Leona. Słowa takie, jak: ekstrawertyczny, ekscentryczny i ekstrawagancki nie oddają w pełni jego osobliwej natury. Fakt, że wszystkie trzy wyrazy rozpoczynają się na tę samą literę jest tutaj przypadkiem. Podobnie wygląda sytuacja z przygodami wuja Leona – praktycznie wszystkie one są dziełem przypadku. Pozwólcie, że po krótce przybliżę Wam dwie spośród nich. Od razu uprzedzam, że mogą Was one nieco zadziwić. Nie są to typowe baśnie, z którymi do tej pory było Wam dane się zetknąć. Oczywiście, jak na dobre opowieści przystało, wszystkie są zwieńczone szczęśliwym zakończeniem. Owszem, potrafią także trzymać w niepewności i zawierają w sobie nutkę dramaturgii. I co najważniejsze – wydarzyły się naprawdę.


Jak się okazuje, wuj Leon nie zawsze prezentował się tak, jak zakodowała to pamięć Adama. Wyróżniał się swoim ubiorem, a każdemu przechodniowi na chodniku rzucały się w oczy jego cztery kolorowe włosy, jednak w gruncie rzeczy jego wygląd niespecjalnie różnił się od innych ludzi. Wuj miał dwie ręce, dwie nogi i poruszał się w typowy dla człowieka sposób. Żywił się zwykłym pokarmem, jadał ryż, warzywa, owoce i wszystkie dania przyrządzone przez mamę Różę. Lecz nie dajcie się zmylić pozorom. W życiu wuja Leona miał miejsce taki czas, w którym ten tajemniczy mężczyzna zamienił się w karalucha – stworzenie wywołujące najczęściej odrazę i obrzydzenie. Wówczas przyszło mu się zmierzyć z trudnościami losu, o jakich w normalnych warunkach nawet by nie pomyślał. Mimo codziennej walki o przetrwanie, udało mu się odnaleźć swoje szczęście. Założył rodzinę, uczęszczał w spotkaniach towarzyskich i dbał o higienę, ucząc się jej na nowa od swoich niewielkich przyjaciół. Co więcej, bycie karaluchem przypadło mu do gustu. Wuj Leon nie ukrywał, że zakręciła mu się łezka w oku, gdy dowiedział się, że już najwyższa pora, aby wrócić do ludzkiej rzeczywistości.


Świat karaluchów nie był jedyną krainą, do której wujowi udało się zawitać. Odwiedził również między innymi Królestwo Naopak. Został tam skierowany zupełnie znienacka. Podczas jednej ze swoich wypraw po rumuńskich stepach, dostrzegł w oddali bramy miasta otoczonego murem. Oczarowany tym widokiem, postanowił zajrzeć do nieznanego miejsca. Ku jemu zdziwieniu, tuż przy wejściu jego oczom ukazał się strażnik stojący na rękach. Ciężka zbroja i broń zupełnie nie przeszkadzały mu w wykonywaniu tego rodzaju akrobacji. Po wnikliwej obserwacji wuj Leon uświadomił sobie, że tego rodzaju pozycje wcale nie stanowiły dla strażnika trudnego wyzwania. W Królestwie Naopak to właśnie on był sensacją. Chodzenie na nogach oraz posługiwanie się widelcem nie zaliczały tutaj do codziennych zachowań. Dlatego też przybysz z nieznanej krainy nie został przyjęty z otwartymi rękami.


Oczywiście wuj Leon, posługując się swoją kreatywnością i otwartą głową, był w stanie wydostać się z każdego rodzaju tarapatów. Kilkuletni Kuba wsłuchiwał się w jego opowieści wręcz z otwartą buzią. Imponowała mu odwaga wuja i bardzo doceniał fakt, że ten oto doświadczony podróżnik znajdował czas, aby dzielić się swoimi przygodami z przedstawicielem nowego pokolenia. Yannetsowi Levi udało się stworzyć postać, którą bez dwóch zdań pokochają wszyscy młodzi czytelnicy. Jego historie zapewniają nie tylko rozrywkę, lecz także ukazują godne pochwały wartości. Uczą doszukiwania się plusów w minusach, akceptacji odmiennych zwyczajów, szacunku do zwierząt oraz miłości do swojego ciała. Książka „Przygody wuja Leona na rumuńskich stepach” w polskim tłumaczeniu Aleksandry Geller skradła czytelników nie tylko z ojczystego kraju, ale z całego świata! Dodatkowo weszła do izrealskiego kanonu lektur. Jeśli taka sama sytuacja nastąpiłaby w Polsce, sięganie po pozycje obowiązkowe stałoby się przyjemnością.

Warto wspomnieć, że dodatkową warstwę w książce tworzą ilustracje. Ewa Stiasny oddała dynamiczny i tajemniczy charakter wszystkich opowieści i pomogła nam wyobrazić sobie przygody głównego bohatera. Jeśli Wasze pociechy zapałają sympatią do wuja Leona, a co do tego nie mam wątpliwości, zdradzę Wam, że Wydawnictwo Dwie Siostry szykuje wydanie następnych tomów izraelskiego bestsellera. Dlatego nie zwlekajcie i jak najszybciej pędźcie po „Przygody wuja Leona na rumuńskich stepach” Yannetsa Levi.

Tytuł – Przygody wuja Leona na rumuńskich stepach
Tekst – Yannets Levi
Ilustracje – Ewa Stiasny
Przekład – Aleksandra Geller
Wydawnictwo Dwie Siostry, Warszawa, 2024