dzieci

Sekretne życie pobożnych kobiet – czyli pokolenie pokoleniu

Udostępnij:
Jonathan Green „First Sunday”

Kiedy dotyka nas jakiś problem, zdarza się nam myśleć, że jest on wyjątkowy i niepowtarzalny. Zalewamy się łzami, patrząc na uciekające szczęście i stawiamy się w pozycji najbardziej poszkodowanej osoby na świecie. Tym samym zapominamy, że na Ziemii żyje ponad osiem miliardów ludzi. Oczywiście w wielu kwestiach niebywale się różnimy. Począwszy od koloru włosów, przez wybory jedzeniowe, aż po poziom dojrzałości emocjonalnej. Nałogowo kupujemy nowe ubrania lub staramy się szukać tych z drugiej ręki, marzymy o wykwintnym ślubie lub o skromnej ceremonii, kolekcjonujemy pieniądze na kontach oszczędnościowych lub żyjemy chwilą i nie martwimy się finansami. Fakt, dzieli nas wiele. Jednak tym, co łączy niemal wszystkie osoby na świecie, jest potrzeba bliskości. U niektórych jest ona widoczna gołym okiem, inni natomiast skrywają ją najgłębiej, jak tylko się da. Nietrudno zauważyć, że bliskość to dość skomplikowana sprawa. Jej definicja może zależeć od naszego wychowania, stopnia wrażliwości, czy też uczucia osamotnienia. Niekiedy potrzebujemy głębokiej, oczyszczającej rozmowy pełnej zrozumienia. A czasem zwykłe przytulenie potrafi w mig rozwiązać problem.

Bycie rodzicem wiąże się z pakietem trudności, od których nie sposób uciec. To niezbędne, aby rodzice – między zmienianiem pieluch, przygotowywaniem posiłków i nauką czytania – znaleźli czas oraz przestrzeń na okazywanie bliskości. Nie każdemu dziecku pisane jest wychowywanie się w pełnej rodzinie. Zdarza się, że jeden z rodziców, najczęściej ojciec, jest nieobecny, co samo w sobie odciska spore piętno na psychice dorastającego człowieka. A kiedy drugi z rodziców, najczęściej matka, jest obecny tylko i wyłącznie ciałem, a nie głową, trauma dziecka potrafi urosnąć do zadziwiających rozmiarów. Dokładnie to spotkało Olivię. Dziewczynka nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy mama okazała jej jakąkolwiek troskę. Nie znała jej dotyku ani zapachu. W gruncie rzeczy za wychowanie mogła podziękować tylko i wyłącznie sobie samej, ponieważ zachowanie matki jedynie wskazywało, jaką drogą nie warto podążać. Zdążyło minąć kilka lat zanim Olivia zorientowała się, że matka nie zaprasza do domu Boga, a otwiera nogi przed pastorem. Krzyk z sypialni „O Boże!” nie miał tutaj nic do rzeczy. Kobieta dostawała pieniądze na życie, a pastor Neely przyjemność i najpyszniejsze ciasto z brzoskwiniami. Taki układ był dla nich wystarczająco zadawalający.

Układ Artlethy i Rhondy polegał na odcięciu się od przeszłości. Obydwie urodziły się w miejscach z gorącym klimatem – w Georgii i na Florydzie. Ich dzieciństwo było wypełnione upałami. Z tą różnicą, że pomimo wysokich temperatur, w domu Rhondy odczuwalny był tylko chłód, natomiast u Arlethy faktycznie mieszkało prawdziwe ciepło. Nie zmienia to faktu, że obydwie tęskniły. Tęskniły za budyniem bananowym, zawsze zatłoczonymi jadalniami, łuskaniem fasoli, telewizorami ustawionymi w okienkach kuchennych i słoneczną, parzoną całymi dniami herbatą. Straciły to wszystko, gdy wybrały siebie nawzajem. Kosztem kontaktu z rodziną i wiecznie trwającym latem, wybrały swoją miłość, tony śniegu i obce otoczenie. Czy były szczęśliwe? Bywały – to na pewno. Codzienne odśnieżanie podjazdu i sensacja wzbudzona ich czarnym kolorem skóry nie pomagały w procesie zadamawiania się, a dodatkowo każdy dzień przynosił dodatkowe wyzwanie. Pojawiały się momenty, w których Arletha nie marzyła o niczym innym tak bardzo, jak o przytuleniu się do mamy.

Lyra jakąkolwiek bliskość z mamą uznałaby za istną katorgę. Prawdą jest, że kobieta gorączkowo pragnęła miłości. Miała duszę artystki, więc uczucia były dla niej istotną częścią życia, a ich przeżywanie traktowała jako cenne doświadczenie. Dlatego brak swojej ulubionej osoby przyprawiał ją o wręcz fizyczny ból. Wydawało się jej, że jest osobą nie do pokochania. Matka wpoiła jej wartości dotyczące religii i przyzwoitego wyglądu. Nauczyła ją także kryteriów oceniania mężczyzn. Lyra przestała wierzyć w znalezienie bratniej duszy, starając się zadowolić posadą nauczycielki i dachem nad głową. Co więcej, podświadomie zaczęła odpychać dobro, które do niej przybywało. Poznanie Erica bez wątpienia było dla niej jednym z najradośniejszych wspomnień. Pomimo jego naukowego umysłu i pragmatycznej natury, obydwoje znakomicie dopełniali się podczas wspólnych rozmów. Wszystkie elementy zaczęły wskazywać na to, że będzie to udany związek. Dokładnie to, czego poszukiwała Lyra. Jednak jej kompleksy oraz mylne przekonania wzięły górę i tworzyły coraz ciaśniejsze granice.


Granice – ich wyznaczanie i przestrzeganie – stanowią skomplikowaną część wszystkich relacji. Zarówno tych romantycznych, jak i rodzinnych, czy też koleżeńskich. Kiedy brak czasu rodziców zamienia się w brak zainteresowania dziećmi? W którym momencie odmienna opinia staje się traktowaniem bez szacunku? Gdzie kończy się nowa znajomość, a rozpoczyna zdrada? Gdybyśmy przeprowadzali ankietę, dostalibyśmy tyle różnych odpowiedzi, ile osób przepytywanych. Brak komunikacji to olbrzymia przeszkoda w każdej relacji. Jesteśmy uczeni twierdzenia cosinusów, przypisywania filozofii do odpowiednich epok i rodzajów gamet, ale niekoniecznie wychodzi nam rozumienie swoich potrzeb i dyskutowanie o nich. Nie znając siebie, w stresowych sytuacjach podejmujemy niewłaściwe decyzje. Czasem nawet niewybaczalne. Takiego wyboru dokonała dwójka osób odwiedzająca swoich rodziców w hospicjum. Stan rodziców z dnia na dzień wyglądał coraz mniej obiecująco, co łamało serca wspomnianej dwójki. Szukając chwili ukojenia i ulgi, mężczyzna z obrączką na palcu i kobieta z paczką prezerwatyw regularnie spotykali się w aucie na parkingu, niespecjalnie przejmując się konsekwencjami.

Nie oni jedyni nie zaprzątali sobie głowy skutkami swoich czynów. Przyjaciółka Euli eksplorowała jej ciało i nieślubnie chodziła do łóżka z różnymi mężczyznami. Stet spłodził pięć córek – każdą innej kobiecie i o każdej błyskawicznie zapomniał. Jael fantazjowała o żonie pastora i z zadziwiającą śmiałością wyrządzała krzywdę ludziom z zachwianą moralnością. Rico, mimo bycia ulubieńcem mamy, opiekę nad nią powierzał starszej siostrze, a sam wybierał własną rozrywkę. Co ciekawe, wspomnieni bohaterowie nazywali się chrześcijanami. Wszystkie bohaterki książki „Sekretne życie pobożnych kobiet” ukształtowała religia narzucona przez rodzinną tradycję. Dorastały w uwielbieniu do Boga, jednocześnie obserwując nieprawe zachowania. Doświadczały kar cielesnych, były zmuszane do kłamania i dostrzegały wszędzie panującą nienawiść. Starały się być dla siebie oparciem, bo wiedziały, że nie mogą liczyć na świetlaną przyszłość. Łączyła je jeszcze jedna rzecz. Wszystkie były czarne.

Kobiety przedstawione w opowiadaniach Deeshy Philyaw niejednokrotnie są traktowane jako chwilowe zdobycze. Mężczyźni fantazjują o stosunku z nimi, spełniają swoje marzenie, po czym wracają do domu do swoich żon. Bohaterki pozycji „Sekretne życie pobożnych kobiet” w tłumaczeniu Rafała Lisowskiego gorączkowo poszukują miłości oraz bliskości. Borykają się z dylematami związanymi z wiarą i stoją rozkrokiem pomiędzy Bogiem a pokusami. Starają się słuchać głosu serca, jednak nie jest to łatwe wśród zatrzęsienia wymagań i norm społecznych. W swoich dziewięciu opowiadaniach autorka mistrzowsko rozkłada na czynniki pierwsze trudności związane z bliskością, zdradą, rodziną, a także sferą seksualną i religijną. Dzięki znakomitemu przedstawieniu tła każdej historii oraz postaci, udaje się nam nawiązać z nimi pewną emocjonalną więź, która nie pozwala nam odłożyć książki Deeshy Philyaw nawet na moment. Wszystkie rozdziały wywołują w nas współczucie, złość, rozczarowanie i – co prawda momentami, ale jednak – szczyptę radości.

„Sekretne życie pobożnych kobiet” to kolejna książka z serii „Opowiadania amerykańskie”, która trafiła w moje ręce. Jeśli następnym lekturom uda się utrzymać poziom, w co nie śmiem wątpić, Wydawnictwo Czarne będzie mogło pochwalić się naprawdę wybitną kolekcją.

Tytuł – Sekretne życie pobożnych kobiet
Tekst – Deesha Philyaw
Przekład – Rafał Lisowski
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec, 2023