młodzież

Tofii – czyli przekraczając progi

Udostępnij:

Przemoc. Już samo to słowo wywołuje u mnie lekkie ciarki. Nikt się z nią nie zgadza i wszyscy ją krytykują, a pomimo to każdy z nas jej doświadczył. Co więcej, każdy z nas był także oprawcą. Nawet jeśli nie doprowadziliśmy do kontaktu fizycznego, zraniliśmy kogoś za pomocą słów. Czy słusznie? Oczywiście, że nie. Nikt nie zasługuje na przemoc. A jednak dotyka ona tak wiele osób. Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wiele. Niektórzy doświadczają jej każdego dnia – na przykład w szkole lub pracy. Ale nie tylko tam. Dom jest idealnym miejscem na rosnącą w siłę i świetnie ukrywaną przemoc.

Allison doskonale o tym wie. Spotyka się z przemocą równie często, jak z tatą. Z całych swoich sił stara się unikać tych dwóch – dość częstych – gości w domu. Jednak nierzadko po prostu nie jest w stanie tego robić. Nie potrafi przewidzieć, do czego doczepi się jej ojciec i jak okrutne konsekwencje z tego wyciągnie. Allison cały czas żyje w niepewności. „Czy teraz jest odpowiedni moment na pójście do toalety?”. „Czy mogę zajrzeć do lodówki?”. „Czy mogę spotkać się z koleżanką?”. „Czy wystarczająco dokładnie posprzątałam dom?”. „Czy odpowiednio przygotowałam obiad?”. Nastolatka na każdym kroku zastanawiała się, za co mogłaby dostać bolesną karę. Robiła wszystko, aby być perfekcyjna. A nawet jeśli była, tacie i tak to nie odpowiadało.

Pomocną dłonią w walce Allison z domowymi torturami okazała się być dłoń Kelly-Anne. To kobieta, która zakochała się w ojcu dziewczynki. Podczas romantycznych spotkań nawet nie przemknęło jej przez głowę, że ten człowiek jest tak niebezpieczny. Z przerażeniem obserwowała jego czyny. Krzyki, uderzenia, bezpodstawne rozkazy, dni milczenia. Stała się dla Allison przyjaciółką. Na początku nastolatka myślała, że to po prostu kolejna partnerka taty, która z czasem odejdzie. Wszystkie tak robiły, czemu nie należy się dziwić. Jednak z czasem przywiązała się do Kelly-Anne na dobre. Uwielbiała, kiedy tata wychodził do pracy, a one zostawały same. Objadały się lodami, oglądały telewizję i tańczyły. Robiły to, co w obecności ojca było zakazane.

W końcu nadszedł moment, w którym Kelly-Anne stwierdziła, że miarka się przebrała. Niepostrzeżenie spakowała swoje rzeczy i układała plan w głowie. Wiedziała, że nie może zostać tutaj ani chwili dłużej. Jej partner stosował przemoc nie tylko wobec swojej córki, ale także wobec niej samej. Gdyby nie Allison, Kelly-Anne uciekłaby o wiele wcześniej. Pokochała to dziecko o wiele bardziej niż jej biologiczny ojciec i próbowała jak najbardziej ująć jej – i tak nieuniknionego – cierpienia. Prosiła Allison, aby pojechała z nią. Nalegała z całych sił. Mogłoby się wydawać, że wybór jest dla nastolatki oczywisty. Wcale nie. Jak to często bywa w takich sytuacjach, ofiary oddałyby życie za swoich oprawców. Allison nie była wyjątkiem tej reguły. Została w domu.


Dziewczyna doskonale pamiętała wszystkie przemocowe zachowania, których dopuścił się jej ojciec. Miała je przed oczami. Kiedyś tata znalazł pomadkę w jej plecaku. Wściekł się. Innym razem zauważył, że w lodówce nie było batonika, który leżał tam kilka tygodni. Wściekł się. Pewnego dnia Allison „zbyt długo” szykowała się do wyjścia. Wściekł się. Chciała przygotować popcorn, niechcący go spaliła. Wściekł się. Spędzała wieczór z Kelly-Anne, śmiała się do rozpuku. Wściekł się. A co robił tata, kiedy był wściekły? Bił, wykręcał nadgarstki, obcinał włosy, groził, krzyczał. Bił, bił i jeszcze raz – bił. Skóra Allison wyglądała jak dojrzały banan – wszędzie znajdowały się plamki w postaci siniaków. Jednak to, co ojciec zrobił za pomocą żelazka z twarzą swojej córki, nie mieści mi sie w głowie. Właśnie wtedy dziewczynka doszła do wniosku, że także musi uciec.

Kiedy wsiadła do autobusu, kumulowało się w niej mnóstwo emocji. Allison nie wiedziała, czy postąpiła słusznie, czy też nie. A może słusznie i niesłusznie jednocześnie? Po licznych „przygodach”, których każdy z nas wolałby uniknąć, trafiła do domu starszej kobiety o imieniu Marla. Najpierw podszywała się pod pracownicę z opieki społecznej, a potem pod Toffi – dawną przyjaciółkę Marli z blizną na twarzy podobną do poparzenia Allison. Dla nowych koleżanek Allison staje się Julią. Nikomu nie pokazuje swojego prawdziwego oblicza, jednak jest szczęśliwsza niż kiedykolwiek wcześniej. Marla, choć nie wie o dziewczynie praktycznie nic, została jej najbliższą osobą.

Zdecydowanie nie przesadzę, jeśli stwierdzę, że Sarah Crossan to jedna z moich ulubionych autorek. Jej poprzednie książki – „Tippi i ja” (o siostrach syjamskich) oraz „My dwie, my trzy, my cztery” (o nieobecnych rodzicach) szczególnie mocno uderzyły w moje serce. Z „Toffi” w tłumaczeniu Małgorzaty Glasenapp jest dokładnie tak samo. To książka z kategorii tych zachwycających i przerażających jednocześnie. Zdawałam sobie sprawę z tego, jak daleko może sięgnąć przemoc, jednak kiedy czytałam „Toffi”, z każdą kolejną stroną byłam coraz bardziej zszokowana. Bardzo chciałabym, abyście przeczytali tę niezwykle potrzebną książkę. Nie dość, że porusza ona okrutnie istotny temat, jest także cudownie napisana. Znajdziecie tutaj wiele zdań-perełek, które na długo utkną w Waszych głowach.

Nie bądźmy obojętni wobec przemocy. Jeśli ją dostrzegamy – pomóżmy. I podarujmy bądź pożyczmy „Toffi” osobie, której ta książka może otworzyć oczy. Lub uświadomić, że nie jest sama.

Tytuł – Toffi
Tekst – Sarah Crossan
Przekład – Małgorzata Glasenapp
Wydawnictwo Dwie Siostry, Warszawa, 2021