dorośli

Upamiętnienie – czyli zażyłości

Udostępnij:

Dom. Według ogólnej definicji tego słowa, dom to miejsce, w którym mieszkamy. Trzymamy tutaj swoje rzeczy, znamy ułożenie sztućców w szufladzie, wiemy, gdzie znajduje się zapas papieru toaletowego i potrafimy włączyć pralkę bez większego zastanowienia. Myślę, że większość zgodzi się ze stwierdzeniem, że jednymi z najważniejszych mebli domowych – o ile w ogóle nie najważniejszymi – są stół oraz łóżko. Stół to w pewnym sensie wzmacniacz więzi wszystkich domowników. Natomiast łóżko jest czymś tylko naszym, prywatnym. I każdy doskonale wie, że nigdzie nie wyśpimy się tak dobrze, jak u siebie.

Sugerując się wspomnianą definicją domu, można by pomyśleć, że jest on ściśle powiązany z rzeczami fizycznymi. A może to zupełna nieprawda? I w tym momencie rodzi się ciekawe pytanie. Czy dom to przestrzeń, którą tworzą ludzie, przedmioty, czy wspomnienia? Czy miejsce, gdzie się wychowywaliśmy, na zawsze w naszych głowach zapamiętane jako ten jedyny dom? Mike, Amerykanin japońskiego pochodzenia, nie spędził swojego dzieciństwa w Japonii, jednak to właśnie tamtą kulturę „wchłaniał” jako pierwszą. Uczył się języka oraz zajadał się potrawami, których ponoć żaden obcokrajowiec nie potrafi przygotować równie świetnie. Najprościej to ujmując – dorastał w japońskim duchu. Jednak domem Mike’a nie została Japonia. Możecie spytać, dlaczego tak się stało. A ja odpowiem wtedy, że nie przez lokalizację, a najprawdopodobniej przez ludzi oraz wspomnienia, które stworzyli.

Dom nierozerwalnie łączy się w naszych głowach z rodziną. To w pełni naturalne i zrozumiałe. Gdy przychodzimy na świat, dostajemy rodzinę w pakiecie. Mike, jak my wszyscy, nie mógł jej wybrać, bądź też zmienić. Im był starszy, tym bardziej chciał to zrobić. W szczególności ojca. Człowieka upartego do tego stopnia, że był on niemożliwy nawet do rozmowy, a co dopiero do pełnienia roli rodzica. Mike potrafi odszukać w swojej głowie parę wspomnień z tatą, na myśl o których pojawia mu się uśmiech na twarzy. Doskonale pamięta, kiedy ojciec Eiju przekraczał próg domu po całodniowej (a niekiedy i kilkudniowej) nieobecności i całował go w uszy na dobranoc. Niewielkiemu Mike’owi za nic w świecie nie przeszkadzał zapach mieszanki alkoholu i dymu papierosowego. Nie przeszkadzał mu też brak telewizora, gdy oboje siedzieli na kanapie, wpatrując się w pustą ścianę. Natomiast ojcu nie przeszkadzał brak zgody swojej żony, kiedy kupował nowy samochód, wydając przy tym niemal wszystkie rodzinne pieniądze.

Mike to osoba, która bycia opuszczonym, czy też porzuconym, doświadczyła dwukrotnie. Pierwszy raz, mający miejsce w dzieciństwie, był bardziej przerażający. Jednak drugi, przeżyty w wieku dziewiętnastu lat, z pewnością był bardziej bolesny. W ten sposób Mike stracił kontakt z obojgiem swoich rodziców. Czy brakowało mu ich? Hm, trudno stwierdzić. Jednak jedno jest pewne – nigdy nie przestał darzyć ich miłością. Pewnego dnia, nieco zdziwiony, odebrał telefon od mamy. Usłyszał coś, czego nikt nie chce usłyszeć. Dowiedział się, że dni jego ojca już się kończą. Sytuacja wyglądała tragicznie. Bez większego namysłu, Mike zaprosił swoją matkę Mitsuko do Teksasu. Chciał mieć ją przy sobie. Nie ukrywam, była to decyzja spontaniczna. Podobnie jak ta, którą podjął tuż przed jej przyjazdem.

Już pierwszego dnia odwiedzin syna, Mitsuko dowiedziała się, że Mike wylatuje do Japonii. Trzeba przyznać, że sam ten wyjazd był dość niespodziewanym zwrotem akcji. Ale – uwaga! – co więcej, Mike postanowić zawitać w domu swojego ojca. Ojca, który opuścił go w dzieciństwie i już nigdy nie wrócił. Ojca, który tak naprawdę nigdy nie był ojcem. Ojca, którego nowotwór pokonywał w coraz szybszym tempie. I w ten oto sposób Mike znalazł się w kraju swoich przodków, natomiast Mitsuko została w domu z chłopakiem swojego syna – Bensonem. Należy jeszcze dodać, że ostatnia dwójka nigdy nie widziała się na oczy. Oboje kompletnie nie mieli pojęcia, jak się zachowywać. A fakt, że związek Mike’a i Bena rozpadał się z coraz większym impetem, zdecydowanie nie pomagał.


Benson nie potrafił w pełni zrozumieć, dlaczego Mike’owi aż tak bardzo zależało na osobie, z którą łączyły go tylko i wyłącznie więzy krwi. Sam nie trawił swojego ojca. Ich relacja nigdy nie była wzorową. Nie podchodziła nawet pod dobrą. Ojciec Bena był przekonany, że posiadanie pieniędzy zwalnia go z obowiązku bycia kochającym ojcem. Prawda jest taka, że pieniądze mogą dużo zdziałać. Ale wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że gdzieś stoi granica. A jeśli jest się dyskryminowanym, granica zostaje zdecydowanie przesunięta. Ben przekonał się o tym na własnej skórze. Jest czarnym gejem z HIV. Społeczeństwo przykleja mu nieskończoną ilość łatek, a czasami nawet nie chce go znać. Pisząc „społeczeństwo”, mam także na myśli rodziców Bensona.

Rodzice Bena nigdy nie byli jego bratnimi duszami. Siostra także, jednak to właśnie ona była mu najbliższa. Rozumiała, akceptowała i wspierała swojego brata. Zdecydowanie nie można powiedzieć tego o mamie i ojcu. Oboje wiedzieli o orientacji seksualnej swojego syna. A jeśli nie wiedzieli – z pewnością się domyślali. Nie poruszali tego tematu. Unikali go, jak ognia. Jednak do czasu. Do czasu, kiedy Benson powiedział im, że otrzymał pozytywny wynik testu na HIV. Zachowywali się wtedy, jak gdyby skończył się cały świat. Pf, posunęli się nawet o krok dalej. A nawet o kilka kroków! Wtedy Benson stał się bezdomny.

Od tamtego momentu Ben nigdzie nie czuł się, jak w domu. W końcu poznał Mike’a i choć zadamawianie się w jego mieszkaniu trochę trwało, Ben zaprzyjaźnił się z tym miejscem. Na początku miał pewne wątpliwości dotyczące związku z Mike’iem. Okazuje się, że wcale nie były one takie bezpodstawne. Powróciły po czterech latach ze zdwojoną siłą. Akurat wtedy, kiedy Mike leciał do Japonii, a do Teksasu przyjechała jego matka. Mitsuko nie okazywała wielkiej chęci poznania partnera swojego syna. Całkiem możliwe, że po tak szokujących wydarzeniach po prostu nie miała na to siły. Miała natomiast siłę na gotowanie. W kuchni stawała się inną osobą. Stawała się prawdziwa i troskliwa. Postanowiła pokazać Benowi, czym jest tradycyjna japońska kuchnia.

Coś Wam zdradzę. Od kilku godzin łapię się za głowę i zastanawiam się, o czym jest książka „Upamiętnienie” Bryana Washingtona w tłumaczeniu Macieja Świerkockiego. Najprościej ujmując, to opowieść o trudnościach. O trudnościach w relacjach rodzinnych, w związku, w pracy, w przyjaźniach. O trudnościach ze zrozumieniem siebie i wybraniem odpowiednich celów. O trudnościach w dbaniu o ważne na nas osoby, ale także o godzeniu się z ich stratą. Wszystko to przeplatane jest opisami Stanów Zjednoczonych oraz Japonii, okrutnych stron rasizmu i homofobii oraz mocy gotowania i ogólnej celebracji jedzenia. Dzięki „Upamiętnieniu” możemy również zastanowić się nad relacjami, które sami tworzymy – które z nich chcemy pielęgnować, które warto odświeżyć, a które warto zakończyć. Dlatego poznajcie Mike’a, Bena oraz ich rodziny.

Tytuł – Upamiętnienie
Tekst – Bryan Washington
Przekład – Maciej Świerkocki
Wydawnictwo Cyranka, Warszawa, 2022