Należycie może do grona rannych ptaszków? Lubicie wstawać o świcie i rozciągać się na łóżku, wyłapując przy tym swoim uchem ćwierkanie ptaków? Czy kiedy wpatrujecie się w zamglony obraz poranka, na Waszej twarzy pojawia się uśmiech? A może nie przepadacie za powolnymi porankami i wolicie od razu przystąpić do działania? Potraficie w mig skumulować całą swoją motywację i wykorzystać ją w stu procentach? I najważniejsze pytanie – czy jesteście kreatywnymi duszami? Jeśli na większość tych pytań odpowiedzieliście twierdząco, mam dla Was świetną wiadomość. Tak się składa, że jesteście bratnimi duszami Van Doga!
Ale chwila, chwila… Kim jest Van Dog? Otóż jest on wybitnym malarzem! Wybałuszacie teraz oczy ze zdziwienia? Nic dziwnego. Wszyscy doskonale znają Vincenta van Gogha – jego słoneczniki, autoportrety i gwieździste noce. Każdy z nas przynajmniej kilkanaście razy widział dwie najsłynniejsze damy Leonarda da Vinci. Z pewnością niejednokrotnie natknęliście się na Moneta i jego pejzaże oraz kwieciste obrazy. Van Dog urodził się nieco później niż oni, więc miał okazję sporo się nauczyć od wspomnianych mistrzów. Uważnie studiował albumy z ich dziełami, a musicie wiedzieć, że miał ich całkiem sporo. Na tyle sporo, że wychodziły z półek i zajmowały każdy możliwy kąt jego mieszkania.
Jak już zdążyłam nadmienić, Van Dog był rannym ptaszkiem. Gdy jadł śniadanie przy stole, dokładnie wiedział, jak będzie wyglądał jego dzień. Najpierw rozłożył wszystkie potrzebne przybory na stole. Farby? Są! Olej? Jest! Terpentyna? Jest! Paleta? Jest! Ołówki? Są! Van Dog zapakował wszystko do swojej małej przyczepy. Dołożył jeszcze parę ściereczek oraz sztalugę, wsiadł na rower i wyruszył. Gdzie wyruszył? Już zdradzam. Rozłożył się na polanie, na której każdy z was chciałby spędzić przynajmniej kilka godzin – jestem tego pewna! No dobrze, ale co Van Dog robił na owej polanie? Tak, dobrze myślicie. Zaczął malować!
Nasz bohater z wielką dokładnością odwzorowywał to, co ukazywało mu się przed oczami. Ze skupieniem na twarzy mierzył polanę i z wielką dokładnością oglądał nawet najmniejsze rośliny. Przyglądał się chmurom, trawie, drzewom. A potem? Zobaczył rzeczy idealne do namalowania. Odwiedziła go czerwona dżdżownica, której ciekawość nie pozwoliła nie popatrzeć na obraz nowo poznanego psiego kolegi. Dołączyła do niej również żmija, mrówka. jaszczurka, żaba, owca, pszczoła oraz inni goście. Ba, pojawił się nawet ktoś zupełnie niespodziewany. Ogromny zwierz, na widok którego większość z nas (w czym ja) uciekłaby z krzykiem. Jednak Van Dog spojrzał na dinozaura z uśmiechem i uprzejmie odpowiedział na jego (a tak właściwie to – jej) pytanie.
Polana powoli budziła się do życia. Pojawiali się na niej nowi osobnicy, a każdy z nich miał jakąś rolę. Jednym z nich był pająk, którego można nazwać encyklopedią wiedzy na temat niebieskiego. Ile znacie rodzajów tego koloru? Daję Wam minutę. Czas… start! No dobra, ile zdobyliście punktów? Uwaga, pająk zakończył tę rozgrywkę z aż czternastoma! Nieźle, prawda? Van Dog – zafascynowany nowym gościem – postanowił wykorzystać trochę błękitu w swojej pracy. Jestem przekonana, że chcielibyście zobaczyć jej efekt końcowy. Bo musicie wiedzieć, że historia tego obrazu nie kończy się tylko i wyłącznie na wizycie na polanie.
„Van Dog” jest książką, którą powinny mieć w rękach absolutnie wszystkie młode czytelniczki oraz czytelnicy. Idealnie pasuje do niej słowo „kreatywność”. Ta pozycja nie tylko ukazuje jej potężną moc, ale także genialnie ją rozwija. Ilustracje, które już zdążyliście zobaczyć, są tego idealnym przykładem. Każdej z nich można przyglądać się bez końca. Ale to nie powinno Was dziwić – Gosia Herba oraz Mikołaj Pasiński wiedzą, jak zachwycić swoich odbiorców. Piękne kolory, cudowny pomysł, wyjątkowy bohater i liczne nawiązania do klasyków malarstwa sprawiły, że to książka znakomita. Świadczy o tym między innymi fakt, że ilustracje z „Van Doga” były częścią prestiżowej wystawy na tegorocznych targach książki dziecięcej w Bolonii. Teraz zostały wyróżnione nominacją w konkursie Polskiej Sekcji IBBY. Nie zostało nam nic innego, jak trzymanie kciuków za Gosię Herbę!
Mam nadzieję, że „Van Dog” zainspiruje Was jak najszybciej. Uwaga, skutkiem ubocznym jego lektury może być wielka potrzeba tworzenia!