Nie jest tajemnicą, że nauka historii w szkołach nie wypada najlepiej. Co więcej, w wielu przypadkach zakorzenia w nas niechęć do zdobywania wiedzy o przeszłości. Podręczniki są wypełnione niezbyt interesującymi opowieściami opierającymi się na suchych faktach. Dlatego doceniam każdą nauczycielkę bądź nauczyciela historii, który wykracza poza programowe informacje i dodaje coś od siebie. Czasy się zmieniają, przez co niektóre idee i wydarzenia tracą na ważności, jednak bez względu na epokę, okoliczności, czy też grubość portfela, wszyscy ludzie odczuwali i odczuwają całą gamę emocji. Od zarania dziejów towarzyszy nam smutek oraz radość. Potrafimy tęsknić, kochać, okazywać wdzięczność, ale również nienawiść. Ucząc się o wojnach, bitwach, czy też rewolucjach, zapominamy o tym, że ich członkowie także mieli uczucia.
Aby wziąć udział w następujących wydarzeniach, musimy cofnąć się o dwa i pół wieku. Gdybyście zobaczyli na wiedeńskich ulicach Franciszkę Barre, całkiem możliwe, że pomyślelibyście o niej jako o osobie bez uczuć i z sercem twardym jak kamień. Po stracie obojgu rodziców, opiekowała się nią starsza siostra. Nią oraz młodszym bratem. Cała trójka raczej nie mogła pochwalić się wysokim standardem życia. Następnie los najpierw zaprowadził ich do Wiednia, a później – rozdzielił. Franciszkę, podobnie jak inne osierocone dzieci, wychowała ulica. Dziewczyna zdążyła już sporo podrosnąć, a wciąż funkcjonowała tylko dzięki chuligańskim kradzieżom i napadom. Była praktycznie nierozłączna z dwojgiem swoich kolegów. Klaus i Johann stanowili dla Franciszki namiastkę rodziny. Wspólnie łamali prawo, po czym celebrowali to przy alkoholu. Jednak, jak każdy z nas wie, wszystko, co dobre, szybko się kończy. Moglibyśmy kłócić się z właściwym użyciem słowa „dobre”, ale musicie mi uwierzyć – Franciszce i jej przyjaciołom naprawdę pasował dotychczasowy tryb życia.
W końcu przy pewnym wykroczeniu powinęła im się noga. Klaus i Johann jak najszybciej uciekli z miejsca zdarzenia, nie zaprzątając sobie głowy lojalnością wobec koleżanki. Franciszka została przyłapana na gorącym uczynku. I nic szczęśliwszego w tamtym momencie nie mogło się jej przydarzyć. Przysięgam! Jej historia poruszyła państwa Schneidt, czyli ofiary nieudanego rabunku, do tego stopnia, że zdecydowali się przyjąć Franciszkę pod dach swojej rezydencji. Należeli do średniozamożnej arystokracji. Nigdy nie doczekali się dziecka, więc młoda dziewczyna była dla nich darem z nieba. Pokochali ją całym sercem. Bardzo zaangażowali się w jej wychowanie, lecz Franciszkę cały czas ciągnęło do ulicznych wybryków. Mimo dostępu do nauki oraz luksusów, których doświadczała, często wymykała się nocami, aby powłóczyć się po mieście z Johannem i Klausem. Co więcej, nie odmawiała im drobnych przestępstw, które z czasem przestały być takie drobne.
Gdy koledzy Franciszki dowiedzieli się, że niedaleki bogato wyposażony dom będzie stał pusty przez parę dni, natychmiast opowiedzieli swojej kompance o planie włamania oraz zabrania drogocennych przedmiotów. A ona, nie zamęczając się nadmiernym myśleniem, stwierdziła, że machnie ręką na możliwe konsekwencje i dołoży swoje trzy grosze. W dzień rabunku wszystko poszłoby jak z płatka, gdyby nie fakt, że któryś z sąsiadów zgłosił służbom, że tuż obok dzieje się coś niepokojącego. Nasze trio, zupełnie nie spodziewając się patrolu, nie wiedziało, jak zareagować. Wszyscy mogliby podjąć próbę opuszczenia budynku bez walki, lecz Franciszka wpadła na inny (katastrofalny!) pomysł. Ciężko stwierdzić, co w nią wstąpiło. Na pewno nie zdrowy rozsądek. Wyciągając broń, z pewnością nie podejrzewała, jakie będą skutki jej czynów. A zaufajcie mi, nie spotkało jej nic ciekawego.
Jestem pewna, że nikt z Was nie chciałby trafić do więzienia. A jeśli dodam, że z wyrokiem dożywocia, najprawdopodniej podwójnie mi przytakniecie. Taka właśnie przyszłość czekała Franciszkę. Siedzenie w celi, wysłuchując opowieści sędziwej Benedykty oraz doświadczając nękania strażnika, nie sprawiały jej ani grama przyjemności. Tym bardziej, że spędzała tak już piąty rok. „Pf, dopiero piąty rok!” – można powiedzieć, zważywszy na charakter jej kary. Faktycznie, to zdanie byłoby całkiem trafne, gdyby nie niespodziewana wizyta cesarskiego oficera w twierdzy Szpilbergu. Co więcej, Juliusz von Mensdorff przybył tutaj specjalnie dla Franciszki. Nie wchodząc nadmiernie w szczegóły, dziewczyna dostała propozycję zostania szpiegiem, uczestnicząc w wydarzeniach rewolucji francuskiej na ulicach Paryża. Wejście w taką rolę mogła przepłacić życiem. Ale spójrzmy prawdzie w oczy – co miała do stracenia?
Po przekroczeniu paryskiej granicy, Franciszka zmieniła swoje imię oraz przeszłość. Stała się Augustą o rewolucjonistycznych poglądach. Musiała odnaleźć się w kompletnie nowej rzeczywistości. Już pierwszego dnia poznała dobrą duszę, która wyciągnęła do niej rękę. Brzmi jak łut szczęścia? Niekoniecznie. Franciszka dostała polecenie uczestniczenia we wszystkich istotnych wydarzeniach. Tylko skąd mieć pewność, które są tymi ważnymi, a które nie? Aby nie rozstrzygać tego dylematu, brała udział w absolutnie każdym zamieszaniu. Najczęściej występowała jako obserwatorka, jednak niejednokrotnie sytuacja zmusiła ją do użycia przemocy. Franciszka była przekonana, że przemiana w Augustę wyszła jej niesamowicie. Do czasu, gdy nie zobaczyła na ulicach Paryża znajomych twarzy, a pod wpływem alkoholu zaczęła ujawniać tajemnice, o których nie powinna wspominać ani słowem.
Czas rewolucji francuskiej był okresem przełomowym nie tylko samej Francji, ale również innych państw europejskich. Będę z Wami szczera – niewiele pamiętam na jej temat ze szkoły. Całkiem możliwe, że właśnie to jest powodem, przez który musiałam skupić sto procent swojej uwagi na komiksie, aby w pełni wejść do świata Franciszki. Słowo „komiks” padło po raz pierwszy, a w tym przypadku jest ono warte wyjątkowego zaznaczenia. Nie wyobrażam sobie lepszej formy na opowieść o rewolucji francuskiej, niż właśnie komiks. Aleksandra Herzyk, którą mogliście zobaczyć w wielu miejscach w sieci, znakomicie oddała ducha walki, a także powagę tamtego okresu. Z jednej strony śledzimy wyczyny bohaterów z lekką trwogą, natomiast z drugiej – tworzymy z nimi więź i poniekąd zaczynamy rozumieć, co siedziało w ich głowach. Ilustracje obfitują w emocje i dynamiczną kreskę, dzięki czemu ponad dwieście pięćdziesiąt stron „Wolności albo śmierci” mija nam, czytelnikom, z prędkością światła.
Jeżeli myślicie, że historie o krwawych bitwach to nie Wasza bajka, pozwólcie Aleksandrze Herzyk odmienić tę perspektywę. W moim przypadku się udało. Będę wyczekiwać drugiego tomu! Przebieram nóżkami myśląc nie tylko o kontynuacji przygodowej epopei, ale także o drugim sierpnia. Dlaczego? Dlatego, że właśnie wtedy o 12:30 będę miała przyjemność poprowadzić spotkanie z autorką pozycji „Wolność albo śmierć” w ramach Festiwalu Stolica Języka Polskiego w Szczebrzeszynie. Jako, że komiks Aleksandry Herzyk został wyróżniony przez Literacką Podróż Hestii, rysowniczka zawita na Małej Scenie i stanie w ogniu pytań moich oraz naszych słuchaczy!
Sporo zyskacie sięgając także po pierwszy tom porywającej opowieści o wydarzeniach we Francji z końcówki osiemnastego wieku. Nie traćcie czasu na namysły, kupujcie (bądź wypożyczajcie!) „Wolność albo śmierć”.