Zapewne większość z Was niezbyt lubi żaby i ropuchy. Przyznam szczerze, że jakiś czas temu też ich nie lubiłam. Ba, nawet nie zawaham się stwierdzić, że żaby i ropuchy mnie obrzydzały! Ale to było jakiś czas temu… Teraz jest zupełnie odwrotnie. Do pewnej dwójki nawet czuję sympatię. A to wszystko dzięki zbiorowi wszystkich przygód radosnego Żabka i filozoficznego Ropucha! A więc zanurzmy się w absurdzie pewnych sytuacji.
Akcja rozgrywająca się w książce „Wszystkie przygody Żabka i Ropucha” rozpoczyna się wiosną, a konkretnie – w słoneczny, kwietniowy dzień. Żabek puka do Ropuchowych drzwi. Na wołanie „Ropuchu, Ropuchu!”, Ropuch odpowiada „E tam”. Ale Żabek nie przestaje pukać. Zachęca przyjaciela do wyjścia ze swego posłania, lecz ten nie ustaje. W końcu Żabek wchodzi do środka domu, a tam widnieje tylko i wyłącznie ciemność. Kiedy udaje mu się znaleźć Ropucha, wypycha go przed dom, aby zobaczył pierwsze oznaki wiosny. Na Ropuchu nie robi to wrażenia, więc pospiesznie wraca do łóżka. Mówi, że właśnie ucina sobie drzemkę od listopada do wpół do czerwca. I w tym momencie Żabek wpada na świetny pomysł! Wyrywa kartki z kalendarza, poprzestaje na maju. No, jest już maj, czas obudzić Ropucha i zachęcić go do wyjścia na spacer!
Ależ to zabawne! Choć znam zakończenie tej historyjki, gdy ją sobie przypominam, moje usta przybierają kształt księżyca w drugiej fazie! Zaznaczę jeszcze, że „Wszystkie przygodny Żabka i Ropucha” składają się z czterech części. Ja przedstawię po jednej historyjce z każdej, by nie odbierać Wam niezbędnej radości towarzyszącej czytaniu. Jedną mamy już za sobą. Przejdźmy do kolejnej.
Na 94 stronie wyczytałam, że Ropuch upiekł smakowicie pachnące i smakujące ciasteczka. Przyszedł z nimi do Żabka. Żabek stwierdził, że są to najpyszniejsze ciasteczka, jakie kiedykolwiek jadł. I po tym stwierdzeniu, dwójka przyjaciół usiadła przy stole i zajadała najpyszniejsze ciasteczka, jakie kiedykolwiek jadła. Zajadała je bez opamiętania. Wtedy odezwał się zdrowy rozsądek Żabka, który powiedział, że nie mogą pożerać tyle ciasteczek, bo się pochorują. No więc zjedli zupełnie ostatnie ciasteczko. Później jeszcze jedno zupełnie ostatnie ciasteczko, i jeszcze jedno zupełnie ostatnie ciasteczko, i jeszcze jedno zupełnie ostatnie ciasteczko. I znowu odezwał się zdrowy rozsądek Żabka. Powiedział, że trzeba ćwiczyć silną wolę! Żabek zamknął ciasteczka w pudełku. Obwiązał je kawałkiem sznurka. Postawił je na najwyższej półce, po czym jednak zdjął pudełko z najwyższej półki. Następnie przeciął sznurek i otworzył je. Wyniósł na dwór, zwołał ptaki, po czym te je zjadły. No, teraz Żabek i Ropuch nie mogą już zjeść swoich ciasteczek. Z pewnością się nie pochorują!
Czas na historyjkę numer trzy! Otóż w październiku, jak to zawsze bywa w tym miesiącu, na trawniki pospadało mnóstwo liści. Żabek postanowił zrobić Ropuchowi niespodziankę. Wyjął grabie z szopy, po czym pomaszerował do Ropuchowego ogródka. Idąc, cały czas myślał o radości Ropucha, gdy ten zobaczy, że na jego trawniku nie ma ani jednego listka. Kiedy zagrabił już liście, był z siebie niezmiernie dumny. Z uśmiechem na twarzy opuścił ogródek swojego przyjaciela. Nagle zerwał się okropny wiatr, lecz nasz bohater nie pomyślał, że zagrabione przez niego liście będą rozrzucone po całym trawniku. Przez głowę przebiegła mu tylko myśl – jutro zajmie się swoim.
W tym samym czasie, Ropuch postanowił zrobił Żabkowi niespodziankę. Wyjął grabie z szopy, po czym pomaszerował do Żabkowego ogródka. Idąc, cały czas myślał o radości Żabka, gdy ten zobaczy, że na jego trawniku nie ma ani jednego listka. Kiedy zagrabił już liście, był z siebie niezmiernie dumny. Z uśmiechem na twarzy opuścił ogródek swojego przyjaciela. Nagle zerwał się okropny wiatr, lecz nasz bohater nie pomyślał, że zagrabione przez niego liście będą rozrzucone po całym trawniku. Przez głowę przebiegła mu tylko myśl – jutro zajmie się swoim.
A teraz czwarta absurdalna sytuacja! Nadeszły urodziny Ropucha. Żabek wręczył mu bardzo oryginalny prezent, był nim… kapelusz! Gdy nasz solenizant zobaczył wspomniany podarunek, od razu go przymierzył. Jednak jak się okazało, kapelusz był dużo za duży. Lecz mimo tego, Ropuch z przyjemnością go nosił. Co z tego, że potknął się o kamień, uderzył o pień drzewa, wpadł do rowu. To był przecież prezent od najlepszego przyjaciela! Przez chwilę obaj się martwili, ale Żabek wpadł na genialny pomysł. Kazał Ropuchowi myśleć o wielkich rzeczach tuż przed snem. Wtedy jego głowa urośnie i kapelusz będzie leżał jak ulał.
Gdy nadeszła noc i Ropuch już spał, Żabek potajemnie zakradł się do jego domu i wziął kapelusz do siebie. Polał go wodą, po czym zostawił w ciepłym miejscu, by wysechł. A podczas tego schnięcia, kapelusz się kurczył, kurczył i kurczył. Później Żabek w gepardzim tempie pobiegł do domu Ropucha i odłożył kapelusz na jego miejsce. Kiedy rano jego przyjaciel się obudził, był niezwykle zadowolony, gdyż kapelusz leżał na jego głowie jak ulał!
Tak, to już koniec absurdalnych historyjek. Jednak nie myślcie sobie, że zdradziłam pół książki, o nie! Uchyliłam Wam dosłownie tylko rąbek „Wszystkich przygód Żabka i Ropucha”. A, wspomnę jeszcze, że podczas (najlepiej rodzinnego!) czytania opisywanej książki, nieźle się uśmiejecie!
Wiem, że za tę lekturę odpowiada wiele osób, lecz wyróżnię najważniejszą dwójkę: Arnolda Lobela oraz Wojciecha Manna! Jak się pewnie domyślacie, pan Lobel odpowiedzialny jest za tekst i ilustracje, zaś tłumaczenie to sprawka pana Manna. Sądząc po przekładzie, Arnold Lobel ma znakomite poczucie humoru! Wystarczy, że przeczytamy zdanie „Nie boję się! – wrzasnął Ropuch, trzęsąc się ze strachu” i już poznamy charakter autora. Myślę, że panowie – chodzi o pana Wojtka i pana Arnolda – mogliby się zaprzyjaźnić. Łączą tych panów ich specjalności, czyli doskonała gra słów oraz niezwykle trafne żarciki!
Na koniec powtórzę raz jeszcze – sięgnijcie po tę pozycję. Jestem w pełni przekonana, że po jej przeczytaniu Wy także poczujecie sympatię do zielonych przyjaciół!