Słowo „starość” w nieuzasadniony sposób jest nasiąknięte pewnego rodzaju negatywnością. Podczas gdy największa internetowa encyklopedia podpowiada nam, że jest to „stan będący efektem starzenia się”, w naszej głowie ten wyraz został wrzucony do szuflady z obraźliwymi spostrzeżeniami i ujmującymi komentarzami. Oczywiście nie jesteśmy w stanie uciec przed swoim wiekiem. To nieodłączna część nas, proces nieodwracalnych zmian towarzyszących nam na każdym etapie naszego życia. Boimy się starzenia. Jednak boimy się także dorastania, pająków i ciasnych pomieszczeń. Są to obawy, które da się oswoić. Każdą można logicznie wytłumaczyć i przepracować. Natomiast strach przed byciem czyimś ciężarem to zupełnie inna para kaloszy. Nikt nie chce stanowić problemu dla swoich bliskich, a uczucie niekompletności i niedopasowania z pewnością nie są przyjemnymi sprawami. Świadomość, że może nas to spotkać, nie pomaga wyzbyć się lęku przed podeszłym wiekiem.
Przeczytałam kiedyś, że dojrzewanie przebiega nie ze względu na wiek, a poprzez przeżywanie nowych doświadczeń. Częściowo jestem skłonna się z tym zgodzić. Niektórych życie traktuje na tyle łaskawie oraz beztrosko, że ich bagaż emocjonalny nie pozwala im na bycie wystarczająco rozważnym i w pełni ukształtowanym. Lecz nigdy nie podpiszę się pod zdaniem, że wiek to tylko liczba. Z jakiegoś powodu za wszelką cenę próbujemy wyprzeć się swojego wieku. Jasne, jestem nastolatką, więc łatwo mi tak mówić. Natomiast według mnie każdy objaw starzenia ma poniekąd swoją wartość. Zmarszczki przy ustach świadczą o wszystkich naszych uśmiechach. Pojawiające się siwe włosy mogą przypominać nam o stresie, który z perspektywy czasu okazał się być zupełnie niepotrzebny. Mam świadomość, że to dość wyromantyzowany obraz starości. Niekiedy potrafi ona przebiegać w niesprawiedliwy i wykańczający sposób. Wtedy robi się mniej kolorowo.
To naturalne, że wraz z wiekiem przychodzą do nas różne przypadłości i choroby. My – jako ludzie – składamy się nie tylko ze skóry, kości i organów, ale także ze wspomnień. Co się dzieje, gdy nasza głowa konsekwentnie się ich pozbywa? Cierpimy na tym nie tylko my. Nasi bliscy także. Serce pęka im na milion, kiedy patrzą na osoby, które darzą miłością i nie potrafią rozszyfrować ich zachowań. Właśnie taka sytuacja spotkała rodzinę Emilia. Emilio to szanowany pracownik banku. Zawsze dba o swoich klientów i podaje im jak najbardziej praktyczne oraz dogodne rozwiązania. Ah, nie… Emilio to starszy mężczyzna, którego dopadła choroba Alzheimera. Regularnie zapomina o otaczającej go rzeczywistości i – po porannej toalecie – wybiera się do pracy. Z każdym porankiem jego syn Juan pozbywa się kolejnej porcji swojej cierpliwości. Nie czuje się na siłach, aby być drugą ręką ojca. Niejednokrotnie traci panowanie nad sobą, co zmusza go do szukania pomocy. Odnajduje ją w domu spokojnej starości.
Emilio, chociaż w latach swojej świetności mógł pochwalić się polotem i inteligencją, nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, co dzieje się z jego umysłem oraz ciałem. Zamieszkanie we wspomnianym ośrodku z pewnością poniekąd uraża jego dumę, jednak on nie daje po sobie poznać żadnych znaków zaniepokojenia. Już pierwszego dnia poznaje swojego nowego kompana losu, Miguela, wyróżniającego się bystrością i zadziwiająco świetną formą. Współlokator mianuje się tutejszym przyjacielem Emilia, więc naturalnie chce go wprowadzić w codzienność, a także zakamarki domu opieki. Kiedy pierwsze piętro zostaje już zwiedzone, Miguel wskazuje schody prowadzące na piętro drugie. Okazuje się, że zamieszkanie w tamtej części stanowi najgorszą z wszystkich możliwych kar. Pacjenci porównują ją do wyroku śmierci. Kiedy trafia się na drugie piętro, jedno jest wiadome – lepiej już nie będzie.
Dnie Emilia w nowym miejscu zamieszkania nie różnią się od siebie nawzajem. Pracownicy wypracowali rytm, który pozwala trzymać cały ośrodek w ryzach. Posiłki, wydawanie leków, spotkania z lekarzami i kontrolne ćwiczenia wyznaczają nienaruszalną rutynę. Pomimo tych aktywności, czas wolny wypełnia wiele godzin w ciągu każdego dnia. Spacery oraz oglądanie telewizji zaczęły kojarzyć się Miguelowi tylko i wyłącznie z nudą, więc postanowił on dostarczyć sobie nieco rozrywki. Ekscytowało go pobieranie opłat za jakąkolwiek udzieloną pomoc. Wskazanie pani Sol telefonu stacjonarnego? Opłata. Kontrola biletu pani Rosarii, która nieustannie myśli, że siedzi w pociągu? Opłata. Miguel wykorzystywał ufność i nie najlepszy stan kolegów oraz koleżanek, by pogrubić swój portfel. Lecz nie można zaprzeczyć, że mimo skradzionego zegarka i wciąż znikającej gotówki, był dla Emilia złotym przyjacielem.
Z każdym miesiącem stan Emilia ulegał pogorszeniu. Latem ubierał grube swetry, mył zęby w środku nocy i wiecznie zapominał nazw przedmiotów. I chociaż inni pacjenci próbowali nastawiać go do pionu, w głowie Emilia zachodziło coraz więcej nieodwracalnych zmian. Obserwował swoich sąsiadów i ogarniało go prawdziwe przerażenie, gdy widział, jak przenoszą się na drugie piętro. Starość to etap, przed którym nie sposób uciec. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak będzie on wyglądał. W mojej opinii starość to istna katastrofa, kiedy nie jesteśmy zadowoleni z decyzji podjętych w swoim życiu. Myśląc o minionych kilkudziesięciu latach, powinniśmy poczuć ciepło w sercu. Powinniśmy unieść w górę kąciki ust i odczuć wdzięczność za wszystkie przeżyte doświadczenia. Ale byłoby wspaniale, gdybyśmy nie tracili nadziei na udaną przyszłość, bo przecież nikt nie powiedział, że życie kończy się po przekroczeniu bariery sześćdziesięciu lat. Emilio i Miguel również o tym wiedzieli, dlatego od czasu do czasu pozwalali sobie na drobne szaleństwa.
Jeśli śledzicie mnie nieco dłużej, niewykluczone, że wiecie o mojej słabości do opowieści o ludziach oraz książkach obrazkowych. Komiks „Zmarszczki” trafił w sam środek mojej wrażliwości. Paco Roca – autor – przez pewien czas regularnie odwiedzał domy spokojnej starości. Poruszony historią ojca swojego przyjaciela, postanowił kolekcjonować rozmowy z ludźmi w podeszłym wieku i przedstawić je światu. Wszystkie historie zamieszczone w „Zmarszczkach” to historie bądź wspomnienia prawdziwych ludzi. Okazuje się, że obsesyjne zbieranie drobiazgów, czy też strach przed kosmitami, nie są wymyślonymi anegdotami na potrzeby komiksu. Żaden dialog nie znalazł się w tej pozycji z przypadku. Jestem pełna podziwu dla Paco Roca za tak umiejętne podejście do tematu. Absolutnie nie zabrakło mu zrozumienia, cierpliwości, powagi, empatii, a nawet szczypty humoru. Dodatkowo dochodzi warstwa wizualna, która pozwala nam nieomylnie odczytać emocje bohaterów. Najprościej mówiąc – oderwanie się od lektury „Zmarszczek” w tłumaczeniu Tomasza Pindela jest wręcz niemożliwe,
Nie skłamię, jeśli stwierdzę, że „Zmarszczki” to jeden z najbardziej wartościowych komiksów, po które udało mi się sięgnąć. Jestem pewna, że będziecie mieli podobne odczucia.