Kiedy miałam dziewięć lat, powiedziałam rodzicom, że w przyszłości będę malować portrety i zamieszkam w Paryżu – dokładnie w tym samym miejscu, w którym tworzyła Olga Boznańska. Artystka słynęła z tego, że swoje portrety malowała latami. Była drobna, ale charakterna. Przez ponad sześćdziesiąt lat żyła w toksycznym związku ze sztuką. Malowanie dawało jej ogromną przyjemność, ale kradło rozsądek i wytwarzało mnóstwo problemów.
Olga przyszła na świat w tysiąc osiemset sześćdziesiątym piątym roku. Piętnasty kwietnia to bardzo szczęśliwy dzień dla Adama Boznańskiego i Eugenii Mondant. Trzy lata później w krakowskim domu pojawia się również Iza, jedyna siostra Olgi. Dziewczynki już od dzieciństwa były pchane do świata sztuki. Najpierw szkoliły swój rysunek pod okiem mamy. Oldze wychodziło to znacznie lepiej niż Izie, więc młodsza z sióstr zaczęła swoją przygodę z muzyką. Gdy przyszła malarka wkroczyła w wiek nastoletni, zaczęła chodzić na kursy rysunku oraz kopiowała dzieła wybitnych malarzy w towarzystwie Kazimierza Pochwalskiego oraz Józefa Siedleckiego. Rodzice dostrzegli w niej talent oraz pracowitość. Byli dla niej wsparciem – zarówno duchowym, jak i finansowym. Dlatego też nie wahali się podjąć odważnej decyzji, jaką była przeprowadzka Olgi do Monachium.
Na pierwszy rzut oka Boznańska wydaje się być nieśmiałą i uroczą kobietką. Jednak jej przyjaciele wiedzą, że to złudny obraz. Olga zawsze wyróżniała się swoim wyglądem. Zaznaczała brwi węglem i miała lekko siny odcień cery. Ubierała suknie z trenem pełnym falban i plis, najczęściej wyraźnie dotknięte przez upływający czas i myszy (za chwilkę do nich wrócimy!). Jeśli Boznańska musiała założyć coś na głowę, jej wyborem nie padały subtelne kapelusze czy też modne czapki. Potrafiła ozdobić swoją fryzurę owocami, a nawet bocianim gniazdem.
Gdy artystka miała na karku trzydzieści trzy wiosny, przeprowadziła się do Paryża. Prawie w ogóle nie odpoczywała. Wpadła w wir malowania i rozmów. W jej pracowni zawsze było tłoczno i duszno. Olga wzbudzała coraz większe zainteresowanie wśród miłośników sztuki. Ale trzeba również przyznać, że spotkała ją fala nieprzyjemnych recenzji. Prasa – zarówno francuska, jak i polska – aż huczała od negatywnych opinii na temat jej obrazów. Z czasem ulega to niezwykłej zmianie. Krytycy zachwycają się oczami spod ręki Boznańskiej i określają ją „mistrzynią portretu”. Ponoć kobiety ostrzegały się wzajemnie, aby nie iść na portret do Boznańskiej. Dlaczego? Ponieważ malarka nie upiększała. Wręcz przeciwnie.
Dobrze, przenieśmy się teraz do paryskiej pracowni Olgi. Idealnie pasowałby tutaj tekst „zamknijcie oczy”, ale oczywiście go nie napiszę. Wyobraźmy sobie, że siedzimy na brązowej kanapie. Za nami znajdują się szare tkaniny, natomiast przed nami – ogromna sztaluga. Zasłania ona praktycznie całą sylwetkę drobnej Olgi. Artystka nie mówi zbyt wiele. Jest skupiona na zarysie naszej twarzy. Jeszcze nie wiemy, że zawitamy tutaj aż trzydzieści razy, aby portret był pełny. Tak, pełny. Wyraz „skończony” zupełnie by tutaj nie pasował. Bo Boznańska nigdy nie kończy swoich dzieł, co wcale nie oznacza, że są one niepełne. W pracowni panuje artystyczny nieład. Niektóre obrazy wiszą na ścianach, ale znaczna większość poniewiera się po kątach. W pracowni mieszkają także… myszy. Pierwsze z nich Olga kupiła w tysiąc dziewięćset trzecim roku. Później białe zwierzaki zaczynają się rozmnażać. Ich „mama” nie widzi w tym żadnego problemu, jednak jej goście i modele – owszem. Niektórzy boją się powiesić kurtki na wieszaku, aby myszy jej nie zniszczyły. Wtedy Olga mówi, że one nadgryzają tylko odzież męską.
Wróćmy na chwilę do rodziców naszej bohaterki. Mama Olgi, czyli Eugenia Mondant, odeszła, kiedy jej starsza córka miała dwadzieścia siedem lat. A więc skupmy się na tacie, Adamie Boznańskim. Był to człowiek, który miał głowę do finansów, czego nie można powiedzieć o jego córce. Olga nie potrafiła zarządzać swoimi pieniędzmi. Często pomagała biednym, którzy później okazywali się naprawdę majętnymi ludźmi. Pożyczała spore sumy swoim znajomym, co powodowało, że niekiedy nie wystarczało jej na jedzenie i opłacenie pracowni. Dlatego tata cały czas wspomagał ją finansowo. Olga była od niego całkowicie zależna. Praktycznie każdą swoją decyzję konsultowała z tatą. Oczywiście listownie, bo Adam Boznański mieszkał w Krakowie. Jednak tata Olgi nie wygrałby medalu w konkursie „najlepszy ojciec”. Niewykluczone, że artystka i jej siostra były molestowane w dzieciństwie. Wiele osób twierdzi, że odcisnęło to spore piętno na ich psychice. Boznański nie tolerował również jedynego partnera Olgi – Józefa Czajkowskiego. Był jednym (i zapewne najważniejszym) z powodów ich rozstania. Po tym wydarzeniu Olga już nigdy się nie zakochała. Jej relacja z ojcem wygląda trochę niepokojąco. I nie jest to tylko moje zdanie.
Kiedy piszę tę recenzję w swoim pokoju, przy biurku, co chwilę zerkam w prawo. Dlaczego? Dlatego, że wisi tam jeden z najpopularniejszych i najchętniej wystawianych obrazów Olgi. Tak, to „Dziewczynka z chryzantemami” (oczywiście nie oryginał!). Dostałam go od pani Asi, która kilka lat temu przychodziła do mnie, aby szkolić mój rysunek. Jeśli chodzi o dzieła Boznańskiej, większość z nich to – rzecz jasna – portrety. Artystka praktycznie zawsze sprzedawała je za cenę wyznaczoną przez klienta. Jak się zapewne domyślacie, była ona zdecydowanie za niska. Boznańska stworzyła również parę martwych natur i krajobrazów. Jednak nie przepadała za pejzażami. Wolała, żeby malowany obiekt przychodził do niej, a nie odwrotnie.
Pamiętacie może książkę „Jak oni pracują 2„? Pojawił się tam wywiad z autorką dzisiejszej pozycji – Angeliką Kuźniak. Właśnie dzięki tej rozmowie dowiedziałam się, że pani Angelika pisze biografię Olgi Boznańskiej. Ucieszyłam się podwójnie. Po pierwsze – mam spory sentyment do tej postaci. Po drugie – uwielbiam biografie! Kilka miesięcy później chwyciłam do ręki pozycję pod tytułem „Boznańska. Non finito” i pochłonęłam ją z wielką radością. Autorka odtworzyła obraz najwybitniejszej polskiej malarki z przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku dzięki listom (a Olga pisała ich na potęgę), dokumentom, wystawom, tekstom prasowym i opowieściom świadków. Boznańska często przerysowywała swoją codzienność i dodawała jej barw. Zakłamywała również daty, więc autorka miała naprawdę trudne zadanie. Ale wywiązała się z niego doskonale.
Koniecznie musicie mieć na swojej półce tę biografię – wypełnioną długimi dygresjami, cytatami i niezwykle ciekawymi historiami.