Dwa tygodnie temu zanurzyliśmy się w świat książek dla nastolatków i dzisiaj również z niego nie wyjdziemy. Otóż ostatnio na naszym rynku pojawiła się pozycja, która zachwyciła wiele osób. Przez niektórych, została nawet okrzyknięta najlepszą książką dla młodzieży. Dla mnie z pewnością jest jedną z najciekawszych i najmądrzejszych. Dobrze, wejdźmy już do domu Apple, prędziutko!
Właśnie przed chwilą wspomniana bohaterka wróciła z babcią ze szkoły. Babcia wciąż nie rozumie, że wiek trzynastu lat jest zdecydowanie odpowiedni na samodzielne powroty do domu. Ta sama babcia nie pozwala jej też wychodzić z koleżankami. Uważa, że Apple jest jeszcze za mała. Między innymi w takich momentach Apple pragnie, aby mama znów się pojawiła… Głęboko w to wierzy. Wyczekuje tej chwili jeszcze bardziej niż najlepszych prezentów. Mama odeszła ponad 10 lat temu. Uwaga, dosłownie odeszła! Po prostu spakowała swoje rzeczy i wyszła z mieszkania. Za oknem hulała burza i padał grudniowy śnieg. Apple, leżąc w swoim łóżku piętro wyżej, słyszała okrzyki dwóch kobiet. To wspomnienie szczególnie zapadło jej w pamięci – mimo tego, że miała tylko dwa lata. No raczej nie wymyślałaby czegoś aż tak nieprzyjemnego.
Jak już wcześniej wspomniałam, nastolatka ma serdecznie dosyć swojej babci. Kocha ją, jednak uważa, że w wielu sytuacjach zdecydowanie przesadza. Po takich chwilach na drugi dzień oddawała swoje łzy do koszulki Pilar, najlepszej przyjaciółki. To ona była jej największym wsparciem. To właśnie z nią Apple dzieliła się swoimi sekretami. Jednak do czasu. Do czasu, gdy Donna ukradła naszej bohaterce przyjaciółkę. Do czasu, gdy Pilar zdradziła tajemnice Apple. Nastolatka nie spodziewała się takiej zdrady. Była zrozpaczona. Ale miała nadzieję, że los być może jeszcze się odmieni.
Teraz Apple cały czas jest sama. Sama na przerwach, sama po lekcjach. Jedyną istotą, której może się zwierzać jest jej pies – Reks. Ukojenie znajduje także w… pisaniu poezji. Swój talent odkrywa dzięki panu od języka angielskiego. A trzeba zaznaczyć, że jest to talent, obok którego nie można przejść obojętnie. Przekonajcie się sami:
Wojna
To wcale nie wygląda jak wojna,
Chyba żeby przyjrzeć się bliżej – założyć najpierw okulary
I przejechać palcem po pęknięciach przyjaźni.
Byłyśmy we dwie,
Drużyna na dwieście punktów,
Aż Donna zabrała ją
Ode mnie.
Spadła jak kamień i zabrała Pilar,
Jak ptak chwytający rybę przy brzegu oceanu.
Nie wiedziałam, że coś takiego może się wydarzyć.
Myślałam, że przyjaźń zawsze oznacza właśnie to:
Na zawsze i zawsze, i zawsze.
Teraz wiem, że oznacza:
Dopóki.
Dopóki nie zjawi się ktoś ciekawszy,
Dopóki nie zjawi się ktoś lepszy,
Dopóki dyrygentka nie machnie batutą,
Wybierze ciebie, a nie mnie
I zakończy naszą symfonię.
Przenieśmy się w świąteczny czas. Apple nigdy go nie lubi. Ma ku temu dwa powody. Po pierwsze – ten wieczór przypomina jej ucieczkę mamy. Po drugie – właśnie wtedy do babci przyjeżdża tata wraz ze swoją partnerką, czyli macochą Apple. To jeden z nielicznych dni w roku, podczas których okazuje jakiekolwiek zainteresowanie swoją córką. Czyli podsumowując – nie przywiązuje do niej praktycznie żadnej uwagi.
Te święta są jeszcze bardziej nieszczęśliwe i przygnębiające dla naszej bohaterki. Dowiaduje się o nowinie, która powinna ją cieszyć i sprawiać, że poczuje się szczęśliwsza, jednak wcale tak nie jest. Osoby, które mnie ociupinę znają pewnie domyślają się, że nie zdradzę, co było wspomnianym prezentem. Oczywiście tak też zrobię. Pozwólcie, że zostawię to do odkrycia czytelnikowi.
Aby ochłonąć po rodzinnych informacjach, Apple wychodzi z Reksem na spacer. Jest z lekka zdruzgotana. Właśnie wtedy dostrzega sąsiada w swoim wieku. Ma na sobie sweter, gumiaki i wchodzi do pobliskich posiadłości przez dziury w ogrodzeniach. Mimo tego, że wcale nie zna Apple, próbuje jej pomóc. Jednak nastolatka odpycha go niemiłym spojrzeniem i wymownymi wypowiedziami. Chciałaby otrzymać pomoc tylko od jednej osoby. Marzy o tym, aby mama wróciła. I faktycznie, marzenie się spełnia! Jednak jak wszystkim wiadomo, los to niezły figlarz i rzeczy nie są takie, jakimi mogą się wydawać.
Tak jak zdradziłam na samym początku, „My dwie, my trzy, my cztery” jest książką absolutnie wyjątkową. Porusza kilka z tematów, które są niezwykle istotne. Bezgraniczna miłość rodziny i także jej brak, relacja z rodzicami, niedotrzymywanie obietnic, moc poezji, zdrada najlepszej koleżanki i przyjaźń ze zwierzakiem, pierwsze gorące uderzania serca i pewność siebie. Autorce należą się ogromne gratulacje i brawa. Być może znacie już Sarah Crossan z jej pozycji „Kasieńka” (aw, jakaż ona była wspaniała!). Tutaj nasza pisarka również wykazała się wielkim zrozumieniem, jeśli chodzi o świat problemów nastolatków. To, podzielona na sześć części, trzecia pozycja z serii, w której znalazły się także „Pasztety, do boju!” oraz „Bystrzak„. Trudno nie przyznać racji temu, że poziom znów został utrzymany!
Wy także sięgnijcie po „My dwie, my trzy, my cztery” i rozwiążcie zagadkę związaną z tytułem!